Jestem raczej zadowolonym posiadaczem X360, ale dwie rzeczy nie dawaly mi dotad spokoju.
■ Ciagle odczytywanie danych z plyty, co w przypadku niektorych tytulow [Mass Effect sie klania] bylo mordega zarowno dla mnie, jak i dla konsoli.
■ Data i godzina, ktorych ustawienia za zadne skarby nie chcialy sie zapamietywac po calkowitym odlaczeniu Xboxa od zasilania.
Od dawna wiedzialem, iz obydwa problemy rozwiazuje instalacja nowej wersji systemu operacyjnego. Dzis cos we mnie peklo i zrobilem to, czego nienawidze. Postapilem z konsola jak z typowym PC. Podlaczylem do sieci i zainstalowalem update.
Proces jest w pelni zautomatyzowany, bezproblemowy, ale bardzo powolny, przynajmniej na moim 1 Mbit laczu ADSL. Cala operacja zajela godzine z minutami, ale juz jest po wszystkim.
Nowy OS to nie tylko mozliwosc zrzucania gier na HDD, ale rowniez calkowicie zmieniony wyglad [moim zdaniem na lepsze] i zupelnie zbedny bajer w postaci avatarow.
O co chodzi? Nasz profil symoblizuje ludek, ktorego musimy wybrac sposrod gotowych modeli. Wyglad ludka, czy to plci zenskiej, czy meskiej, mozna potem zmienic. Szkoda, ze nie wiedzialem tego od samego poczatku i przez bite pol godziny losowalem kolejne zestawy modeli w nadziei, ze w koncu pojawi sie cos odpowiedniego. Avatarowe ludziki Microsoftu sa lekko niedorozwiniete. Zarowno w kwestii aparycji, jak i zachowania. Podskakuja, klaszcza lapkami i wesolo sie bujaja. To zachowania typowe dla Pikmina. Chyba, ze w kraju rodzinnym M$ wszyscy tak maja.
Nienawidze wszystkich czynnosci zwiazanych z customizacja, ale nalezalo poprawic wyglad pokraki, ktora dostalem w prezencie. Najpierw chcialem stworzyc lale podobna do Ellen Ripley.
BzyRes lalunia? Dlaczego? Bo tak i juz.
Nastepnie wpadlem na pomysl, by przerobic ja na wampirzyce, ale w miedzyczasie doszedlem do wniosku, ze chcialbym miec kogos przypominajacego Mr Jedi i tak oto powstala moja dzinsowa elfka wyniszczona chemioterapia i lesbijskim zyciem seksualnym. Byl to pierwszy i ostatni raz kiedy zajmowalem sie emblematami.
W gruncie rzeczy, nowy SO to fajna sprawa. Przetestowalem zrzucanie i uruchamianie gier z dysku. Dziala i gra sie bardziej komfortowo. Moj Xbox skrywa w sobie duzy, 120 gigabajtowy HDD. To spora przestrzen, ktora dotad nie byla w pelni wykorzystywana.
Niestety data i godzina, pomimo synchronizacji podczas polaczenia z siecia, tradycyjnie nie zapisaly sie po tym, jak zupelnie odlaczylem konsole od zasilania. Po co Microsoft implementowal takie ustawienia, skoro stale sie resetuja?
Na pocieche dostalem bardza mila i fachowa od strony technicznej animacje startowa New Xbox Experience. W pierwszej chwili myslalem, ze jest liczona na biezaco. Okazalo sie, ze to tylko video. Kaszana na kazdym kroku.
■ Ciagle odczytywanie danych z plyty, co w przypadku niektorych tytulow [Mass Effect sie klania] bylo mordega zarowno dla mnie, jak i dla konsoli.
■ Data i godzina, ktorych ustawienia za zadne skarby nie chcialy sie zapamietywac po calkowitym odlaczeniu Xboxa od zasilania.
Od dawna wiedzialem, iz obydwa problemy rozwiazuje instalacja nowej wersji systemu operacyjnego. Dzis cos we mnie peklo i zrobilem to, czego nienawidze. Postapilem z konsola jak z typowym PC. Podlaczylem do sieci i zainstalowalem update.
Proces jest w pelni zautomatyzowany, bezproblemowy, ale bardzo powolny, przynajmniej na moim 1 Mbit laczu ADSL. Cala operacja zajela godzine z minutami, ale juz jest po wszystkim.
Nowy OS to nie tylko mozliwosc zrzucania gier na HDD, ale rowniez calkowicie zmieniony wyglad [moim zdaniem na lepsze] i zupelnie zbedny bajer w postaci avatarow.
O co chodzi? Nasz profil symoblizuje ludek, ktorego musimy wybrac sposrod gotowych modeli. Wyglad ludka, czy to plci zenskiej, czy meskiej, mozna potem zmienic. Szkoda, ze nie wiedzialem tego od samego poczatku i przez bite pol godziny losowalem kolejne zestawy modeli w nadziei, ze w koncu pojawi sie cos odpowiedniego. Avatarowe ludziki Microsoftu sa lekko niedorozwiniete. Zarowno w kwestii aparycji, jak i zachowania. Podskakuja, klaszcza lapkami i wesolo sie bujaja. To zachowania typowe dla Pikmina. Chyba, ze w kraju rodzinnym M$ wszyscy tak maja.
Nienawidze wszystkich czynnosci zwiazanych z customizacja, ale nalezalo poprawic wyglad pokraki, ktora dostalem w prezencie. Najpierw chcialem stworzyc lale podobna do Ellen Ripley.
BzyRes lalunia? Dlaczego? Bo tak i juz.
Nastepnie wpadlem na pomysl, by przerobic ja na wampirzyce, ale w miedzyczasie doszedlem do wniosku, ze chcialbym miec kogos przypominajacego Mr Jedi i tak oto powstala moja dzinsowa elfka wyniszczona chemioterapia i lesbijskim zyciem seksualnym. Byl to pierwszy i ostatni raz kiedy zajmowalem sie emblematami.
W gruncie rzeczy, nowy SO to fajna sprawa. Przetestowalem zrzucanie i uruchamianie gier z dysku. Dziala i gra sie bardziej komfortowo. Moj Xbox skrywa w sobie duzy, 120 gigabajtowy HDD. To spora przestrzen, ktora dotad nie byla w pelni wykorzystywana.
Niestety data i godzina, pomimo synchronizacji podczas polaczenia z siecia, tradycyjnie nie zapisaly sie po tym, jak zupelnie odlaczylem konsole od zasilania. Po co Microsoft implementowal takie ustawienia, skoro stale sie resetuja?
Na pocieche dostalem bardza mila i fachowa od strony technicznej animacje startowa New Xbox Experience. W pierwszej chwili myslalem, ze jest liczona na biezaco. Okazalo sie, ze to tylko video. Kaszana na kazdym kroku.
PR
Smutny, bo chcialoby sie wiecej. Z duma oswiadczam, ze po okolo 45 godzinach grania ukonczylem nie-sa-mo-wi-ty Mass Effect, czesc pierwsza z zaplanowanych trzech. Po raz kolejny musze zaznaczyc, ze gra, w ktorej az roilo sie od bledow, wad i niedociagniec, oczarowala mnie jako caloksztalt. To bylo wspaniale przezycie.
Ciekawe, czy tworcy zechca zrobic z sequela gre, jakby to ujac, mniej niedoskonala. Nalezy zniwelowac spadki animacji, ktore zdarzaly sie nader czesto. Nikt nie chce grac w 10-15 FPSach, bo tak grac sie nie da, a momentami - przy wiekszych potyczkach; podczas generowania efektow atmosfery, tj. burza sniezna - nalezalo zacisnac zeby, zmruzyc oczy i jakos przez to przebrnac.
Fizyka pojazdu, ktorym poruszamy sie przez wieksza czesc gry, powinna zostac napisana od nowa. Sterujac Mako, zawsze marzylem o tym, by jak najszybciej z niego wysiasc. Wedrowki piesza sa w grze raczej klopotliwe. "Z kapcia" nie pokonamy wiekszych wzniesien. W dodatku kazda planeta to miliard kilometrow kwadratowych do przeczesania.
Glowny watek fabularny, nie ukrywam, imponuje rozmachem i pomyslowoscia, pomimo ze niektore motywy [np. ratowanie wszechswiata, bunt maszyn] sa raczej oklepane. Poniewaz nie wszyscy lubia wcielac sie postac altruisty, gra pozwala na obrone galaktyki rowniez w niehumanitarny sposob. Mozemy byc dobrzy lub zli, rzadko kiedy neutralni. Poniewaz mam miekkie serduszko, wybralem droge idealisty. Gdybym postanowil zagrac od poczatku, z checia zabawilbym sie jako renegat.
Jesli chodzi o fabule, zycze sobie, aby czesc druga zawierala ciekawsze watki poboczne. Te z jedynki bylby po prostu nudne, monotonne i zazwyczaj nie mialy zadnego wplywu na najwazniejsze wydarzenia, w ktorych bralismy udzial. Wiem, watki poboczne to tylko ozdobniki, jednak grajac w nowoczesnego cRPG'a, chce by kazdy moj wystepek mial jakis [chocby drobny] wplyw na opowiadana historie. Przykladowo: sterowany przez mnie John Shepard puszcza pierda na swiezym powietrzu niezamieszkalej przez formy zycia, skalistej planecie. Chce, aby w nastepstwie mojego dzialania, w sequelu lub sequelu sequela na najblizszym glazie pojawily sie porosty.
Moich skarg i zazalen jest na tyle duzo, ze nie ma sensu wypisywac wszystkiego na blogu, ktorego i tak nikt nie czyta. Jesli BioWare zmniejsza ilosc drobnych, denerwujacych bugow [vide blokowanie sie postaci] oraz zwroca uwage na aspekty, o ktorych wspomnialem przed chwila, bede bardziej niz zadowolony. Jesli dodatkowo, historia w Mass Effect 2 utrzyma poziom poprzednika, dostaniemy ladniejszy i bardziej funkcjonalny ekwipunek, a system rozwoju postaci umozliwi planowanie i kombinowanie, bedziemy miec gre idealna. Obawiam sie jednak, ze lista zyczen jest zbyt dluga, by spelnic chociaz te wazniejsze. Moooze w czesci trzeciej...
Jeszcze slowko odnosnie czasu trwania gry. Podejrzewam, ze czesc, ktora musimy zaliczyc, aby doczekac sie finalu, da sie "wybiegac" w jakies 15 godzin. Mi przejscie Mass Effect zajelo godzin 40, a gralem jakies 45 - pare razy ladowalem poprzedni zapis, chcac wykonac jakies zadanie w inny sposob. Zaliczylem zdecydowana wiekszosc subquestow, przeczytalem caly leksykon i wyczerpalem wszystkie mozliwosci dialogowe. Nie nudzilem sie ani troche. 40 godzin jak na mocno rozbdowanego RPG'a to nie tak duzo. W dodatku gra nie zmusza do tzw. dopakowywania druzyny; trudniejsze przeprawy sklaniaja raczej ku kombinowaniu. Mass Effect to naprawde dobra pozycja, jesli chcemy kogos przekonac do gier fabularnych.
Z niecierpliwoscia czekam na nastepna czesc, ktora, podobnie jak ostatnio Resident Evil 5, zamierzam kupic w dniu premiery.
Ciekawe, czy tworcy zechca zrobic z sequela gre, jakby to ujac, mniej niedoskonala. Nalezy zniwelowac spadki animacji, ktore zdarzaly sie nader czesto. Nikt nie chce grac w 10-15 FPSach, bo tak grac sie nie da, a momentami - przy wiekszych potyczkach; podczas generowania efektow atmosfery, tj. burza sniezna - nalezalo zacisnac zeby, zmruzyc oczy i jakos przez to przebrnac.
Fizyka pojazdu, ktorym poruszamy sie przez wieksza czesc gry, powinna zostac napisana od nowa. Sterujac Mako, zawsze marzylem o tym, by jak najszybciej z niego wysiasc. Wedrowki piesza sa w grze raczej klopotliwe. "Z kapcia" nie pokonamy wiekszych wzniesien. W dodatku kazda planeta to miliard kilometrow kwadratowych do przeczesania.
Glowny watek fabularny, nie ukrywam, imponuje rozmachem i pomyslowoscia, pomimo ze niektore motywy [np. ratowanie wszechswiata, bunt maszyn] sa raczej oklepane. Poniewaz nie wszyscy lubia wcielac sie postac altruisty, gra pozwala na obrone galaktyki rowniez w niehumanitarny sposob. Mozemy byc dobrzy lub zli, rzadko kiedy neutralni. Poniewaz mam miekkie serduszko, wybralem droge idealisty. Gdybym postanowil zagrac od poczatku, z checia zabawilbym sie jako renegat.
Jesli chodzi o fabule, zycze sobie, aby czesc druga zawierala ciekawsze watki poboczne. Te z jedynki bylby po prostu nudne, monotonne i zazwyczaj nie mialy zadnego wplywu na najwazniejsze wydarzenia, w ktorych bralismy udzial. Wiem, watki poboczne to tylko ozdobniki, jednak grajac w nowoczesnego cRPG'a, chce by kazdy moj wystepek mial jakis [chocby drobny] wplyw na opowiadana historie. Przykladowo: sterowany przez mnie John Shepard puszcza pierda na swiezym powietrzu niezamieszkalej przez formy zycia, skalistej planecie. Chce, aby w nastepstwie mojego dzialania, w sequelu lub sequelu sequela na najblizszym glazie pojawily sie porosty.
Moich skarg i zazalen jest na tyle duzo, ze nie ma sensu wypisywac wszystkiego na blogu, ktorego i tak nikt nie czyta. Jesli BioWare zmniejsza ilosc drobnych, denerwujacych bugow [vide blokowanie sie postaci] oraz zwroca uwage na aspekty, o ktorych wspomnialem przed chwila, bede bardziej niz zadowolony. Jesli dodatkowo, historia w Mass Effect 2 utrzyma poziom poprzednika, dostaniemy ladniejszy i bardziej funkcjonalny ekwipunek, a system rozwoju postaci umozliwi planowanie i kombinowanie, bedziemy miec gre idealna. Obawiam sie jednak, ze lista zyczen jest zbyt dluga, by spelnic chociaz te wazniejsze. Moooze w czesci trzeciej...
Jeszcze slowko odnosnie czasu trwania gry. Podejrzewam, ze czesc, ktora musimy zaliczyc, aby doczekac sie finalu, da sie "wybiegac" w jakies 15 godzin. Mi przejscie Mass Effect zajelo godzin 40, a gralem jakies 45 - pare razy ladowalem poprzedni zapis, chcac wykonac jakies zadanie w inny sposob. Zaliczylem zdecydowana wiekszosc subquestow, przeczytalem caly leksykon i wyczerpalem wszystkie mozliwosci dialogowe. Nie nudzilem sie ani troche. 40 godzin jak na mocno rozbdowanego RPG'a to nie tak duzo. W dodatku gra nie zmusza do tzw. dopakowywania druzyny; trudniejsze przeprawy sklaniaja raczej ku kombinowaniu. Mass Effect to naprawde dobra pozycja, jesli chcemy kogos przekonac do gier fabularnych.
Z niecierpliwoscia czekam na nastepna czesc, ktora, podobnie jak ostatnio Resident Evil 5, zamierzam kupic w dniu premiery.
Po wstepnym wymizianiu Resident Evil 5, do ktorego wracal bede niejednokrotnie, doszedlem do wniosku, ze zycie jest zbyt krotkie, by zatrzymywac sie na dluzej przy jednej grze. Warte zmienil Mass Effect - tytul, ktory juz po kilku minutach od momentu uruchomienia wtlacza w podswiadomosc zbudowane z wielkich liter haslo POTENCJAL.
Mass Effect to wspaniala [przynajmniej przez pierwszych 15 godzin gry] przygoda spod znaku cRPG, nad ktora kawal czasu pracowalo legendarne BioWare i jest to jedna z tych produkcji, ktore nie musza wstydzic sie hype'u, jaki podtrzymywano przed premiera.
Gram dwa dni, jestem oczarowany. Fabula wciaga jak dobra ksiazka, i nie mam tu na mysli samej historii, ale rowniez czesc encyklopedyczna zawarta w zintegrowanym leksykonie, gdzie poczytac mozna doslownie o wszystkim, co ma jakikolwiek z wydarzeniami, w ktorych uczestniczymy.
Grajac w Mass Effect czuje pelna swobode. Swiat jest ogromny [mapa to... Droga Mleczna], zroznicowany, ukazany z rozmachem i imponujacy wizualnie. Unreal Engine 3 i nie trzeba juz niczego wiecej dodawac. Ciezko oprzec sie wrazeniu, ze mamy do czynienia z prawdziwym swiatem. O tym, ze to tylko gra przypomina niestety skaczaca animacja. Dobra wiadomosc jest taka, ze najczesciej wynika to z opoznien w doczytywaniu danych. Podejrzewam, ze problem, przynajmniej w pewnym stopniu, rozwiazuje boot'owanie gry bezposrednio z HDD konsoli. Nie sprawdzalem, wciaz trzymam stary dashboard.
Historia wciaga, oprawa zachwyca, ciezko sie oderwac. Produkcja na najwyzszym poziomie - i to nie tylko w swojej klasie. Tak mowi cichy, acz oddany fan cRPG. Mass Effect wstepnie moglbym okreslic mianem kolejnej gry zycia, nawet pomimo ze kilka aspektow gry prezentuje sie zalosnie. Mowie o takich "drobiazgach" jak sterowanie, czy wyglad i funkcjonalnosc ekwipunku. Z Mass Effect postanowiono zrobic m.in. ambitna strzelanke i to tworcom nie wyszlo najlepiej, gdyz walka jest tak toporna, jak tylko moze byc. Ekwipunek zas zostal uproszczony do maksimum, ale, co ciekawe, udalo sie sprawic, aby byl absolutnie nieczytelny. To samo tyczy sie przedmiotow. Ich zbieranie, czy kupowanie nie sprawia zadnej przyjemnosci. W poprzednich grach od BioWare i spolki [mam tu mysli glownie Black Isle] bylo zgola inczej - kazdy jeden gadzet jaki podnioslem z ziemi, posiadal swoja miniaturke, historie, rodowod i buk wie co jeszcze.
Gdy wszystkie wady gry ustawiam w szeregu i uwaznie sie im przygladam, okazuje sie, ze maja niewielki wplyw na sposob, w jaki postrzegam caloksztalt. Mam jednak nadzieje, ze wiekszosc mankamentow wyeliminuje sequel, zwlaszcza, ze jest co poprawiac.
Co moge powiedziec wszystkim tym, ktorzy za cRPG nie przepadaja [czego nie jestem w stanie zrozumiec i rozumiec nie zamierzam]. Wada gatunkowa, na jaka panstwo najczesciej wskazujecie, a zatem, tzw. wielogodzinne lazenie bez celu, w przypadku Mass Effect jest niekonczaca sie orgia, prosze panstwa, a to za sprawa:
■ Bezustannego poczucia malenkosci wobec ogromu swiata gry [tak jak w Another World, mili panstwo, tylko BARDZIEJ].
■ Eksploracji, ktora skazuje na podziwianie pieknych krajobrazow, najczesciej powierzchni planet, przy czym pieknych w takim wymiarze, iz eksploracja sama w sobie staje sie przyjemnoscia, nie zas jak dotychczas bywalo, przykra koniecznoscia.
■ Muzyki prosto z nieba, przepelnionej szroka gama globularnych dzwiekow, bedaca jednym z glownych powodow, dla ktorych nie mam ochoty rozstawac sie z gra. Po wyplacie skladam zamowienie na soundtrack. Mass Effect ma jedna z najlepszych sciezek audio, jakie slyszalem w grach video.
Szkoda, ze gra jest tak rozbudowana, iz najprawdopodobniej bede musial rzucic prace, aby ja ukonczyc, nie pomijajac przy tym licznych watkow pobocznych.
Mass Effect to wspaniala [przynajmniej przez pierwszych 15 godzin gry] przygoda spod znaku cRPG, nad ktora kawal czasu pracowalo legendarne BioWare i jest to jedna z tych produkcji, ktore nie musza wstydzic sie hype'u, jaki podtrzymywano przed premiera.
Gram dwa dni, jestem oczarowany. Fabula wciaga jak dobra ksiazka, i nie mam tu na mysli samej historii, ale rowniez czesc encyklopedyczna zawarta w zintegrowanym leksykonie, gdzie poczytac mozna doslownie o wszystkim, co ma jakikolwiek z wydarzeniami, w ktorych uczestniczymy.
Grajac w Mass Effect czuje pelna swobode. Swiat jest ogromny [mapa to... Droga Mleczna], zroznicowany, ukazany z rozmachem i imponujacy wizualnie. Unreal Engine 3 i nie trzeba juz niczego wiecej dodawac. Ciezko oprzec sie wrazeniu, ze mamy do czynienia z prawdziwym swiatem. O tym, ze to tylko gra przypomina niestety skaczaca animacja. Dobra wiadomosc jest taka, ze najczesciej wynika to z opoznien w doczytywaniu danych. Podejrzewam, ze problem, przynajmniej w pewnym stopniu, rozwiazuje boot'owanie gry bezposrednio z HDD konsoli. Nie sprawdzalem, wciaz trzymam stary dashboard.
Historia wciaga, oprawa zachwyca, ciezko sie oderwac. Produkcja na najwyzszym poziomie - i to nie tylko w swojej klasie. Tak mowi cichy, acz oddany fan cRPG. Mass Effect wstepnie moglbym okreslic mianem kolejnej gry zycia, nawet pomimo ze kilka aspektow gry prezentuje sie zalosnie. Mowie o takich "drobiazgach" jak sterowanie, czy wyglad i funkcjonalnosc ekwipunku. Z Mass Effect postanowiono zrobic m.in. ambitna strzelanke i to tworcom nie wyszlo najlepiej, gdyz walka jest tak toporna, jak tylko moze byc. Ekwipunek zas zostal uproszczony do maksimum, ale, co ciekawe, udalo sie sprawic, aby byl absolutnie nieczytelny. To samo tyczy sie przedmiotow. Ich zbieranie, czy kupowanie nie sprawia zadnej przyjemnosci. W poprzednich grach od BioWare i spolki [mam tu mysli glownie Black Isle] bylo zgola inczej - kazdy jeden gadzet jaki podnioslem z ziemi, posiadal swoja miniaturke, historie, rodowod i buk wie co jeszcze.
Gdy wszystkie wady gry ustawiam w szeregu i uwaznie sie im przygladam, okazuje sie, ze maja niewielki wplyw na sposob, w jaki postrzegam caloksztalt. Mam jednak nadzieje, ze wiekszosc mankamentow wyeliminuje sequel, zwlaszcza, ze jest co poprawiac.
Co moge powiedziec wszystkim tym, ktorzy za cRPG nie przepadaja [czego nie jestem w stanie zrozumiec i rozumiec nie zamierzam]. Wada gatunkowa, na jaka panstwo najczesciej wskazujecie, a zatem, tzw. wielogodzinne lazenie bez celu, w przypadku Mass Effect jest niekonczaca sie orgia, prosze panstwa, a to za sprawa:
■ Bezustannego poczucia malenkosci wobec ogromu swiata gry [tak jak w Another World, mili panstwo, tylko BARDZIEJ].
■ Eksploracji, ktora skazuje na podziwianie pieknych krajobrazow, najczesciej powierzchni planet, przy czym pieknych w takim wymiarze, iz eksploracja sama w sobie staje sie przyjemnoscia, nie zas jak dotychczas bywalo, przykra koniecznoscia.
■ Muzyki prosto z nieba, przepelnionej szroka gama globularnych dzwiekow, bedaca jednym z glownych powodow, dla ktorych nie mam ochoty rozstawac sie z gra. Po wyplacie skladam zamowienie na soundtrack. Mass Effect ma jedna z najlepszych sciezek audio, jakie slyszalem w grach video.
Szkoda, ze gra jest tak rozbudowana, iz najprawdopodobniej bede musial rzucic prace, aby ja ukonczyc, nie pomijajac przy tym licznych watkow pobocznych.
W tym miesiacu kolejny tytul GRY ZYCIA wedruje do:
Jest to pierwszy raz, kiedy tak ogromne wrazenie robi na mnie gra, ktora w moim przekonaniu stanowi najslabsze ogniwo serii, a dodatkowo, niemal w kazdym mozliwym aspekcie trzyma bardzo nierowny poziom.
Najwieksza wada RE5 jest fakt, iz zgodnie z oczekiwaniami okazal sie slabszy niz Resident Evil 4. To "zaledwie" czworka w cudownej oprawie i kilkoma nowymi pomyslami, czesto niezbyt dobrymi. O Resident Evil 4 smialo mozna powiedziec, czy sie go lubi, czy tez nie, iz jest jedna z 10 najwazniejszych pozycji wszechczasow, zatem czesc piata nie ma sie czego wstydzic. Jesli chodzi o nowa, zrecznosciowa linie Residentow, nie bedzie juz edycji lepszej niz protoplasta. Nigdy. Bedzie wystarczajaco dobrze, jesli seria utrzyma poziom, jakim epatuje RE5.
Przed CAPCOM stoi ciezkie zadanie, zwlaszcza w segmencie pracy nad scenariuszem kolejnych odslon. Po przejsciu RE5 widac jak na dloni, iz definitywnie zakonczyl sie bardzo dlugi rozdzial. Co prawda tworcy zostawili otwarta furtke na bezbolesne przedluzenie linii fabularnej, ale nikt nie zechce grac w kolejne epizody ze zdziwaczala historia, ktora juz w RE5 momentami przekraczala granice dobrego smaku. Bardzo ciekawi mnie, jaka sciezka podazy CAPCOM.
■Osobiscie, opowiesc zapoczatkowana w 1996 roku, uwazam za zakonczona. Finalnym rozdzialem jest RE5, a ostatnia kropka jesgo zakonczenie, pomimo ze w historii pojawilo sie cos zupelnie nowego. Resident Evil jest dla CAPCOM koplania diamentow i ide o zaklad, iz firma pojdzie w slady ludzi odpowiedzialnych za kolejne filmy z cyklu "Planeta Malp". Otrzymamy tytuly niedorzecznie wtorne merytorycznie, ale tworcy zarobia swoje, bo ktoz nie skusi sie na uznany i sprawdzony produkt. Jesli sprawdza sie moje przypuszczenia, a sprawdza sie na pewno, juz dzis mozna smialo postawic na serii krzyzyk.
■RE, jak kazdy dobry odcinkowiec, w nagrode za zarobione miliony i zdobyte uznanie, powinien dostac szanse odejscia na emeryture. Oczywiscie nic nie stoi na przeszkodzie, by CAPCOM starym sposobem produkowalo pieniadze, tworzac kolejne spin-off'y, ktore na pewno nie zaszkodza glownej linii gier z serii. Zapowiedziano juz nastepce Umbrella Chronicles, do zrobienia pozostaly tez co najmniej dwa remake'i, czesci drugiej i trzeciej. I kto wie, moze nawet Code: Veronica sie zalapie.
■Poniewaz CAPCOM z pewnoscia nie zechce robic pieniedzy tylko i wylacznie na spin-off'ach i jest raczej pewne, ze predzej czy pozniej pojawi sie RE z numerem "6", pragne smierci serii, abym przez reszte zycia mogl ja dobrze wspominac. Niestety, finansistow wielkich korporacji nie obchodza niczyje mrzonki. CAPCOM, juz teraz nienawidze was i waszej "Planety Malp".
Jestem typem czlowieka, ktory zamiast cieszyc sie tym co jest, martwi sie, ile zostanie na pozniej. Stad czarnowidztwo w odniesieniu do najblizszej przyszlosci uniwersum RE. Nie sadze jednak, ze jest bezpodstawne; wystarczy spojrzec, co stalo sie z pozornie niesmiertelnymi sagami, tj. Silent Hill czy Final Fantasy. Na nowego Finala XIII czego garstka zapalencow [do ktorej nie naleze, bowiem smiertelnie obrazilem sie na serie]. Jeszcze przed dziesiecioma laty, na FF8 czekal caly swiat.
Na temat Resident Evil od lat mam niezmiennie dobra opinie, wiec tym bardziej martwi mnie, co przyniesie przyszlosc. Piatka okazala sie na tyle dobre, iz swiadomie i trzezwo wolalbym zamknac serie na klucz, niz dopuscic do tego, by powstaly kolejne czesci, kontynuujaca liczne watki pozostawione bez zakonczenia.
A ja dalej swoje. Ok. STOP!
Wiecie, drodzy czytelnicy [pozdrawiam siebie oraz dobrego czlowieka z krainy zamieszkalej przez krasnale Parlino i jeszcze raz siebie], dlaczego tak wysoko cenie sobie Resident Evil 5 - gre, ktora jest bardziej niedoskonala od kazdego z prequeli? Odpowiadam: rozgrywka wciagnela mnie tak, jak przed laty, gdy granie bylo beztroskie i oznaczalo calkowita utrate kontaktu ze swiatem zewnetrznym. Gdy do sesji z tytulem XYZ siadalo sie na dlugie godziny i nic, absolutnie nic nie bylo w stanie wybudzic czlowieka z amoku. Resident Evil 5 to nie tylko pozycja godna swojej epoki i bycia kolejnym epizodem wielkiej serii. To rowniez zakleta na krazku z gra namiastka starych, dobrych czasow.
W RE5 klimat znany chocby z Raccoon City i przyleglosci nie tyle jest nieodczuwalny. Po prostu go nie ma. Atmosfera towarzyszaca rozgrywce to mieszanka klimatow z Gears of War [mala wojna], Tomb Raider [eksploracja rozleglych obszarow zniewalajacych rozmachem], Army of Two [koniecznosc wspolpracy z partnerem; grajac samolubnie, gry ukonczyc sie nie da]. Jakies koneksje z RE takim, jakiego znamy i kochamy? BRAK!
Niemal calkowity brak elementow gry przygodowej, a wiec zbierania, laczenia i uzywania przedmiotow. W grze jest tylko jedna sytuacja, gdzie mozemy, ale nie musimy uzywac rozumu. Rzecz tyczy sie przestawiania luster [...] - osoby toporne intelektualnie poradza sobie wykorzystujac metoda prob i bledow.
Rozgrywka w 100% zrecznosciowa, przy czym dziwie sie, ze nie zmodyfikowano sterowania i wciaz nie mozna biec, jednoczesnie strzelajac. Mozna zas, jak to mialo miejsce w RE4, bic piesciami, kopac i deptac. Zarowno Chris jak i Sheva dostali kilka ciekawych zagran, takich jak kopanie albo rozdeptywanie lezacego.
Na potrzeby nowego, dynamicznego gameplay'u, zmodyfikowano rowniez okno ekwipunku, ktore co prawda jest teraz bardzo praktyczne i wygodne [otwarcie inventory nie zatrzymuje akcji; wszystko odbywa sie "w locie"], ale calkowicie wyposzczone i nieciekawe wizualnie. Koniec z ogladaniem przedmiotow z bliska. Koniec z czytaniem opisow. Koniec ze zbieraniem dokumentow.
W RE5 nie ma tez poczucia strachu, czy zagrozenia, poniewaz wszystko dzieje sie szybko, a osiaganie kolejnych celow przychodzi z latwoscia. Mala uwaga odnosnie poziomu trudnosci - RE5 na Normal jest bardzo prosty i naprawde ciezko zginac albo sie zaciac badz zgubic. Z drugiej strony, kilka razy zdarzylo sie, ze w jednym miejscu ginalem kilkanascie razy. Jak juz wspomnialem, RE5 jest gra nierowna.
Jesli chodzi o udzwiekowienie, stylistyka muzyczna zostala utrzymana w klimacie znanym z RE4. Wyraznie brakuje nastrojowych melodii. Muzyka sluzy jedynie do budowania napiecia. Gdy nic sie nie dzieje, cisza gra. Najlepszym utworem w grze jest piosenka, ktorej fragment slychyac w intro, a calosc dopiero w napisach koncowych.
Gorzej niz w RE4, ale nie do konca. Przede wszystkim, RE5 fabularnie jest czyms wiecej niz tylko delikatnym nawiazaniem do historii sprzed lat. Powraca kilku dawnych znajomych, w tym jedna postac, za ktora naprawde sie stesknilem.
Z uwagi na to, iz bezustannie pojawiaja sie retrospekcje, z gra zintegrowano obszerna historie Resident Evil. Poza tym, poczytac mozemy o kazdej wazniejszej postaci i organizacji. Dokumenty licza zazwyczaj nie mniej niz 20 stron.
Secrety i bonusy. RE4 mial ich sporo. W RE5 ma ich jeszcze wiecej. Jest tryb Mercenaries. Po ukonczeniu gry pojawia sie tez mozliwosc gry Sheva. Sa dodatkowe kostiumy, figurki do kupienia, mozliwosc ustawienia roznych filtrow obrazu [m.in. czarno-bialy Classic Horror i znienawidzona przeze mnie sepia] i inne. Jest co zdobywac, jest o co grac.
Nie spodziewalem sie, ze Resident Evil 5 bedzie az tak znakomity, zwlaszcza po tym, co pokazal RE4. Poprzeczka ustawiona byla bardzo wysoko. Nie udalo sie jej przeskoczyc, ale jest naprawde dobrze. Po ukonczeniu gry nie myslalem o tym, co bedzie w czesci nastepnej. Myslalem o tym, ze chce zagrac jeszcze raz. Podtrzymuje swoja opinie. Gra znakomita, Resident Evil slaby. A wizualnie, chyba najladniejszy tytul na rynku, przy czym calosc smiga ultraplynnie przez 99.5% czasu trwania gry. Spowolnienia zdarzyly sie [A] w scenie gdy strzelamy do Majini na motocyklach [B] kilkukrotnie przy bataliach z najwiekszymi bossami.
Werdykt: trzeba miec, trzeba grac. Przy Resident Evil 5 mozna zapomniec o swiecie.
Jest to pierwszy raz, kiedy tak ogromne wrazenie robi na mnie gra, ktora w moim przekonaniu stanowi najslabsze ogniwo serii, a dodatkowo, niemal w kazdym mozliwym aspekcie trzyma bardzo nierowny poziom.
Najwieksza wada RE5 jest fakt, iz zgodnie z oczekiwaniami okazal sie slabszy niz Resident Evil 4. To "zaledwie" czworka w cudownej oprawie i kilkoma nowymi pomyslami, czesto niezbyt dobrymi. O Resident Evil 4 smialo mozna powiedziec, czy sie go lubi, czy tez nie, iz jest jedna z 10 najwazniejszych pozycji wszechczasow, zatem czesc piata nie ma sie czego wstydzic. Jesli chodzi o nowa, zrecznosciowa linie Residentow, nie bedzie juz edycji lepszej niz protoplasta. Nigdy. Bedzie wystarczajaco dobrze, jesli seria utrzyma poziom, jakim epatuje RE5.
Przed CAPCOM stoi ciezkie zadanie, zwlaszcza w segmencie pracy nad scenariuszem kolejnych odslon. Po przejsciu RE5 widac jak na dloni, iz definitywnie zakonczyl sie bardzo dlugi rozdzial. Co prawda tworcy zostawili otwarta furtke na bezbolesne przedluzenie linii fabularnej, ale nikt nie zechce grac w kolejne epizody ze zdziwaczala historia, ktora juz w RE5 momentami przekraczala granice dobrego smaku. Bardzo ciekawi mnie, jaka sciezka podazy CAPCOM.
■Osobiscie, opowiesc zapoczatkowana w 1996 roku, uwazam za zakonczona. Finalnym rozdzialem jest RE5, a ostatnia kropka jesgo zakonczenie, pomimo ze w historii pojawilo sie cos zupelnie nowego. Resident Evil jest dla CAPCOM koplania diamentow i ide o zaklad, iz firma pojdzie w slady ludzi odpowiedzialnych za kolejne filmy z cyklu "Planeta Malp". Otrzymamy tytuly niedorzecznie wtorne merytorycznie, ale tworcy zarobia swoje, bo ktoz nie skusi sie na uznany i sprawdzony produkt. Jesli sprawdza sie moje przypuszczenia, a sprawdza sie na pewno, juz dzis mozna smialo postawic na serii krzyzyk.
■RE, jak kazdy dobry odcinkowiec, w nagrode za zarobione miliony i zdobyte uznanie, powinien dostac szanse odejscia na emeryture. Oczywiscie nic nie stoi na przeszkodzie, by CAPCOM starym sposobem produkowalo pieniadze, tworzac kolejne spin-off'y, ktore na pewno nie zaszkodza glownej linii gier z serii. Zapowiedziano juz nastepce Umbrella Chronicles, do zrobienia pozostaly tez co najmniej dwa remake'i, czesci drugiej i trzeciej. I kto wie, moze nawet Code: Veronica sie zalapie.
■Poniewaz CAPCOM z pewnoscia nie zechce robic pieniedzy tylko i wylacznie na spin-off'ach i jest raczej pewne, ze predzej czy pozniej pojawi sie RE z numerem "6", pragne smierci serii, abym przez reszte zycia mogl ja dobrze wspominac. Niestety, finansistow wielkich korporacji nie obchodza niczyje mrzonki. CAPCOM, juz teraz nienawidze was i waszej "Planety Malp".
Jestem typem czlowieka, ktory zamiast cieszyc sie tym co jest, martwi sie, ile zostanie na pozniej. Stad czarnowidztwo w odniesieniu do najblizszej przyszlosci uniwersum RE. Nie sadze jednak, ze jest bezpodstawne; wystarczy spojrzec, co stalo sie z pozornie niesmiertelnymi sagami, tj. Silent Hill czy Final Fantasy. Na nowego Finala XIII czego garstka zapalencow [do ktorej nie naleze, bowiem smiertelnie obrazilem sie na serie]. Jeszcze przed dziesiecioma laty, na FF8 czekal caly swiat.
Na temat Resident Evil od lat mam niezmiennie dobra opinie, wiec tym bardziej martwi mnie, co przyniesie przyszlosc. Piatka okazala sie na tyle dobre, iz swiadomie i trzezwo wolalbym zamknac serie na klucz, niz dopuscic do tego, by powstaly kolejne czesci, kontynuujaca liczne watki pozostawione bez zakonczenia.
A ja dalej swoje. Ok. STOP!
Wiecie, drodzy czytelnicy [pozdrawiam siebie oraz dobrego czlowieka z krainy zamieszkalej przez krasnale Parlino i jeszcze raz siebie], dlaczego tak wysoko cenie sobie Resident Evil 5 - gre, ktora jest bardziej niedoskonala od kazdego z prequeli? Odpowiadam: rozgrywka wciagnela mnie tak, jak przed laty, gdy granie bylo beztroskie i oznaczalo calkowita utrate kontaktu ze swiatem zewnetrznym. Gdy do sesji z tytulem XYZ siadalo sie na dlugie godziny i nic, absolutnie nic nie bylo w stanie wybudzic czlowieka z amoku. Resident Evil 5 to nie tylko pozycja godna swojej epoki i bycia kolejnym epizodem wielkiej serii. To rowniez zakleta na krazku z gra namiastka starych, dobrych czasow.
W RE5 klimat znany chocby z Raccoon City i przyleglosci nie tyle jest nieodczuwalny. Po prostu go nie ma. Atmosfera towarzyszaca rozgrywce to mieszanka klimatow z Gears of War [mala wojna], Tomb Raider [eksploracja rozleglych obszarow zniewalajacych rozmachem], Army of Two [koniecznosc wspolpracy z partnerem; grajac samolubnie, gry ukonczyc sie nie da]. Jakies koneksje z RE takim, jakiego znamy i kochamy? BRAK!
Niemal calkowity brak elementow gry przygodowej, a wiec zbierania, laczenia i uzywania przedmiotow. W grze jest tylko jedna sytuacja, gdzie mozemy, ale nie musimy uzywac rozumu. Rzecz tyczy sie przestawiania luster [...] - osoby toporne intelektualnie poradza sobie wykorzystujac metoda prob i bledow.
Rozgrywka w 100% zrecznosciowa, przy czym dziwie sie, ze nie zmodyfikowano sterowania i wciaz nie mozna biec, jednoczesnie strzelajac. Mozna zas, jak to mialo miejsce w RE4, bic piesciami, kopac i deptac. Zarowno Chris jak i Sheva dostali kilka ciekawych zagran, takich jak kopanie albo rozdeptywanie lezacego.
Na potrzeby nowego, dynamicznego gameplay'u, zmodyfikowano rowniez okno ekwipunku, ktore co prawda jest teraz bardzo praktyczne i wygodne [otwarcie inventory nie zatrzymuje akcji; wszystko odbywa sie "w locie"], ale calkowicie wyposzczone i nieciekawe wizualnie. Koniec z ogladaniem przedmiotow z bliska. Koniec z czytaniem opisow. Koniec ze zbieraniem dokumentow.
W RE5 nie ma tez poczucia strachu, czy zagrozenia, poniewaz wszystko dzieje sie szybko, a osiaganie kolejnych celow przychodzi z latwoscia. Mala uwaga odnosnie poziomu trudnosci - RE5 na Normal jest bardzo prosty i naprawde ciezko zginac albo sie zaciac badz zgubic. Z drugiej strony, kilka razy zdarzylo sie, ze w jednym miejscu ginalem kilkanascie razy. Jak juz wspomnialem, RE5 jest gra nierowna.
Jesli chodzi o udzwiekowienie, stylistyka muzyczna zostala utrzymana w klimacie znanym z RE4. Wyraznie brakuje nastrojowych melodii. Muzyka sluzy jedynie do budowania napiecia. Gdy nic sie nie dzieje, cisza gra. Najlepszym utworem w grze jest piosenka, ktorej fragment slychyac w intro, a calosc dopiero w napisach koncowych.
Gorzej niz w RE4, ale nie do konca. Przede wszystkim, RE5 fabularnie jest czyms wiecej niz tylko delikatnym nawiazaniem do historii sprzed lat. Powraca kilku dawnych znajomych, w tym jedna postac, za ktora naprawde sie stesknilem.
Z uwagi na to, iz bezustannie pojawiaja sie retrospekcje, z gra zintegrowano obszerna historie Resident Evil. Poza tym, poczytac mozemy o kazdej wazniejszej postaci i organizacji. Dokumenty licza zazwyczaj nie mniej niz 20 stron.
Secrety i bonusy. RE4 mial ich sporo. W RE5 ma ich jeszcze wiecej. Jest tryb Mercenaries. Po ukonczeniu gry pojawia sie tez mozliwosc gry Sheva. Sa dodatkowe kostiumy, figurki do kupienia, mozliwosc ustawienia roznych filtrow obrazu [m.in. czarno-bialy Classic Horror i znienawidzona przeze mnie sepia] i inne. Jest co zdobywac, jest o co grac.
Nie spodziewalem sie, ze Resident Evil 5 bedzie az tak znakomity, zwlaszcza po tym, co pokazal RE4. Poprzeczka ustawiona byla bardzo wysoko. Nie udalo sie jej przeskoczyc, ale jest naprawde dobrze. Po ukonczeniu gry nie myslalem o tym, co bedzie w czesci nastepnej. Myslalem o tym, ze chce zagrac jeszcze raz. Podtrzymuje swoja opinie. Gra znakomita, Resident Evil slaby. A wizualnie, chyba najladniejszy tytul na rynku, przy czym calosc smiga ultraplynnie przez 99.5% czasu trwania gry. Spowolnienia zdarzyly sie [A] w scenie gdy strzelamy do Majini na motocyklach [B] kilkukrotnie przy bataliach z najwiekszymi bossami.
Werdykt: trzeba miec, trzeba grac. Przy Resident Evil 5 mozna zapomniec o swiecie.
Resident Evil 5 zgarnalem w dniu europejskiej premiery, czyli 13 marca 2009 roku. W piatek o godzinie 13:12. Kosztowala mnie dwie banki i paznokcie obgryzione az po nadgarstki.
Sklep, w ktorym robilem zakupy, jest jednym z wiekszych punktow sprzedazy gier w Warszawie. Szczerze mowiac, spodziewalem sie launchu z prawdziwego zdarzenia. Z reklamami, bannerami i kolejka oczekujacych na sygnal START. Niestety nie odbyl sie zaden happening. Nie zauwazylem tez chocby polowy pryszczatego nastolatka. Bylem jedyna osoba, ktora kupila gre zaraz po tym, jak kopie znalazly sie na polce. Ide o zaklad, ze dla odmiany polska premiera Resident Evil 5 w sieci torrent zrzeszyla setki "fanow".
Wydanie paskudne, podstawowe. Rewers okladki charakterystyczny dla edycji srodkowoeuropejskich. Jak zwykle smiesza hasla w kilku jezykach i fachowa, oczojebna czcionka. STRACH, NA KTERY NEZAPOMENETE. Nie ma jak slogan, ktory kompletnie nie pasuje do charakteru gry. Resident Evil 5 straszny nie jest.
Dolaczona ksiazeczka to, rzecz jasna, nic nadzwyczajnego. Raczej nieciekawy manual, plus krotka historia fabuly serii [w grze mamy to samo, jeno wiecej i bardziej szczegolowo]. Calosc w monochromie. Na ostatnich stronach reklamy, m.in. Bionic Commando. Na przedostatniej RE Degeneration. Nudy.
Ok. Skupmy sie na meritum. Zanim zaczela sie zabawa, gra ZAZADALA przeprowadzenia aktualizacji. Na szczescie nie bylo koniecznosci uruchamiania uslugi Xbox LIVE. Brakujace ogniwo wgarlo sie z plyty. Niespodzianki tego typu jeszcze bardziej utwierdzaja mnie w przekonaniu, ze dzisiejsze stacjonarne konsole w niczym nie roznia sie od PC. Jeszcze troche i przed uruchomieniem nowej gry bedziemy proszeni o zainstalowanie biezacej wersji DirectX.
Pierwszym chwilom organoleptycznego obcowania z gra towarzyszylo bardzo pozytywne wrazenie. Resident Evil 5 to tytul zachwycajacy wizualnie. Wszystko co widzielismy na screenach i trailerach wypuszczanych przez CAPCOM to 100% prawdy i ani grama falszu.
Gameplay to czysty wyciag z czworki wzbogacony o kilka nowych zagran. Do tego dochodzi ciagla obecnosc partnerki, ktora w przeciwienstwie do Ashley z RE4, jest czyms znacznie wiecej niz kula u nogi. Powiem wprost. Pomimo ze Resident Evil 5 bazuje na poprzedniku, tak naprawde bardziej przypomina Gears of War z lekka domieszka Army of Two. Stonowane kolorystycznie lokacje, kontrast drazniacy oczy, nienaturalnie muskularny Redfield, chowanie sie za oslonami, brutalnosc, akcja, akcja i jeszcze raz akcja, jakiej w serii RE jeszcze nie bylo. Zagadek charakterystycznych dla starszych RE - brak.
Co mnie drazni. Walki i strzelania jest tak duzo, ze ciezko oprzec sie wrazeniu wszechobecnego chaosu, ktory przeszkadza w planowaniu rozgrywki. Krok wstecz w stosunku do RE4. Druga sprawa. Co prawda, jak juz wspomnialem i - co podtrzymuje - gra jest przepiekna, ale po przebrnieciu pierwszego rozdzialu okazuje sie, iz otrzymalismy kalke najnudniejszych lokacji z RE4, jaskin i tuneli. Jestem w polowie gry [albo i dalej] i zwiedzam wlasnie ruiny podziemnego miasta, ktorego nie ma na zadnej mapie. Dokladnie to samo mielismy w czesci poprzedniej. Do konca jeszcze troche zostalo. Wierze, ze nadejdzie moment, w ktorym bede mogl popatrzec na cos, czego jeszcze wczesniej nie bylo. Po trzecie - gram kilka godzin i mam za soba ponad polowe gry. Jesli tendencja sie utrzyma, wyjdzie na jaw, ze Resident Evil 5 to gra nieprzyzwoicie krotka.
Jak jest z RE5? Jest dobrze, ale mogloby byc duzo lepiej. Kazda jedna zmiana jaka wprowadzono wzgledem RE4, to maly minus. RE5 przekombinowano i niepotrzebnie upodobniono gatunkowo do sieczek takich jak Gears of War. Charakter serii zmienil sie nie do poznania. Moim zdaniem na gorsze.
Mimo wszystko, uroczyscie oswiadczam, ze gra wciaga jak bagno i ciezko sie od niej oderwac. Tak naprawde, jestem piatym Residentem zachwycony i caly czas pragne wiecej. Mam jedynie zal do tworcow, gdyz ukierunkowali serie na nowy grunt, gdzie szaleja megaprodukcje konkurencji i z biegiem czasu coraz trudniej bedzie sie wyroznic grom spod znaku RE. Chyba, ze ktos madry uderzy piescia w stol i zarzadzi powrot do korzeni.
Tyle przemyslen na dzis. Nastepny epizod z dopiskiem "po".
Sklep, w ktorym robilem zakupy, jest jednym z wiekszych punktow sprzedazy gier w Warszawie. Szczerze mowiac, spodziewalem sie launchu z prawdziwego zdarzenia. Z reklamami, bannerami i kolejka oczekujacych na sygnal START. Niestety nie odbyl sie zaden happening. Nie zauwazylem tez chocby polowy pryszczatego nastolatka. Bylem jedyna osoba, ktora kupila gre zaraz po tym, jak kopie znalazly sie na polce. Ide o zaklad, ze dla odmiany polska premiera Resident Evil 5 w sieci torrent zrzeszyla setki "fanow".
Wydanie paskudne, podstawowe. Rewers okladki charakterystyczny dla edycji srodkowoeuropejskich. Jak zwykle smiesza hasla w kilku jezykach i fachowa, oczojebna czcionka. STRACH, NA KTERY NEZAPOMENETE. Nie ma jak slogan, ktory kompletnie nie pasuje do charakteru gry. Resident Evil 5 straszny nie jest.
Dolaczona ksiazeczka to, rzecz jasna, nic nadzwyczajnego. Raczej nieciekawy manual, plus krotka historia fabuly serii [w grze mamy to samo, jeno wiecej i bardziej szczegolowo]. Calosc w monochromie. Na ostatnich stronach reklamy, m.in. Bionic Commando. Na przedostatniej RE Degeneration. Nudy.
Ok. Skupmy sie na meritum. Zanim zaczela sie zabawa, gra ZAZADALA przeprowadzenia aktualizacji. Na szczescie nie bylo koniecznosci uruchamiania uslugi Xbox LIVE. Brakujace ogniwo wgarlo sie z plyty. Niespodzianki tego typu jeszcze bardziej utwierdzaja mnie w przekonaniu, ze dzisiejsze stacjonarne konsole w niczym nie roznia sie od PC. Jeszcze troche i przed uruchomieniem nowej gry bedziemy proszeni o zainstalowanie biezacej wersji DirectX.
Pierwszym chwilom organoleptycznego obcowania z gra towarzyszylo bardzo pozytywne wrazenie. Resident Evil 5 to tytul zachwycajacy wizualnie. Wszystko co widzielismy na screenach i trailerach wypuszczanych przez CAPCOM to 100% prawdy i ani grama falszu.
Gameplay to czysty wyciag z czworki wzbogacony o kilka nowych zagran. Do tego dochodzi ciagla obecnosc partnerki, ktora w przeciwienstwie do Ashley z RE4, jest czyms znacznie wiecej niz kula u nogi. Powiem wprost. Pomimo ze Resident Evil 5 bazuje na poprzedniku, tak naprawde bardziej przypomina Gears of War z lekka domieszka Army of Two. Stonowane kolorystycznie lokacje, kontrast drazniacy oczy, nienaturalnie muskularny Redfield, chowanie sie za oslonami, brutalnosc, akcja, akcja i jeszcze raz akcja, jakiej w serii RE jeszcze nie bylo. Zagadek charakterystycznych dla starszych RE - brak.
Co mnie drazni. Walki i strzelania jest tak duzo, ze ciezko oprzec sie wrazeniu wszechobecnego chaosu, ktory przeszkadza w planowaniu rozgrywki. Krok wstecz w stosunku do RE4. Druga sprawa. Co prawda, jak juz wspomnialem i - co podtrzymuje - gra jest przepiekna, ale po przebrnieciu pierwszego rozdzialu okazuje sie, iz otrzymalismy kalke najnudniejszych lokacji z RE4, jaskin i tuneli. Jestem w polowie gry [albo i dalej] i zwiedzam wlasnie ruiny podziemnego miasta, ktorego nie ma na zadnej mapie. Dokladnie to samo mielismy w czesci poprzedniej. Do konca jeszcze troche zostalo. Wierze, ze nadejdzie moment, w ktorym bede mogl popatrzec na cos, czego jeszcze wczesniej nie bylo. Po trzecie - gram kilka godzin i mam za soba ponad polowe gry. Jesli tendencja sie utrzyma, wyjdzie na jaw, ze Resident Evil 5 to gra nieprzyzwoicie krotka.
Jak jest z RE5? Jest dobrze, ale mogloby byc duzo lepiej. Kazda jedna zmiana jaka wprowadzono wzgledem RE4, to maly minus. RE5 przekombinowano i niepotrzebnie upodobniono gatunkowo do sieczek takich jak Gears of War. Charakter serii zmienil sie nie do poznania. Moim zdaniem na gorsze.
Mimo wszystko, uroczyscie oswiadczam, ze gra wciaga jak bagno i ciezko sie od niej oderwac. Tak naprawde, jestem piatym Residentem zachwycony i caly czas pragne wiecej. Mam jedynie zal do tworcow, gdyz ukierunkowali serie na nowy grunt, gdzie szaleja megaprodukcje konkurencji i z biegiem czasu coraz trudniej bedzie sie wyroznic grom spod znaku RE. Chyba, ze ktos madry uderzy piescia w stol i zarzadzi powrot do korzeni.
Tyle przemyslen na dzis. Nastepny epizod z dopiskiem "po".
Kalendarz
10 | 2024/11 | 12 |
S | M | T | W | T | F | S |
---|---|---|---|---|---|---|
1 | 2 | |||||
3 | 4 | 5 | 6 | 7 | 8 | 9 |
10 | 11 | 12 | 13 | 14 | 15 | 16 |
17 | 18 | 19 | 20 | 21 | 22 | 23 |
24 | 25 | 26 | 27 | 28 | 29 | 30 |
Kategorie
Nekrolog
Komentarze
[06/27 Mloda]
[03/14 BZY]
[03/14 w_m]
[11/24 BZY]
[11/24 Morden]
Najnowsze
(10/03)
(09/01)
(08/31)
(08/14)
(07/04)
Trackback
Profile
性別:
非公開
Słaba wyszukiwarka
Najstarsze
(11/01)
(11/01)
(11/11)
(11/11)
(11/30)
Rzucono shurikenów
Analiza