Seria Devil May Cry zdominowala w tym miesiacu te czesc mojego zycia, ktora nierozerwalnie zwiazana jest z graniem. Nie ma jak stare, dobre PlayStation 2 i hity od Capcom, ktorych firma od wielu lat wypuszcza takie zageszczenie, ze nie sposob zagrac we wszystko, w co zagrac by wypadalo.
Wyglada na to, ze Devil May Cry, to obecnie druga co do popularnosci seria Capcom. Szkoda, ze w temacie Onimusha i Dino Crsisis przycichlo. W przypadku tego drugiego chyba na dobre. Szkoda, bo w moim osobistym zestawieniu, DC wespol z RE i Onimusha zajmuja miejsca na podium, zas oslawiony i bedacy u szczytu slawy DMC znajduje sie "dopiero" na czwartym placu. Po czesci dlatego, ze seria dotychczas jako jedyna wyprowadzila mnie z rownowagi za sprawa slabego sequela. Chodzi o Devil May Cry 2, rzecz jasna, ktorego konczylem bardziej z poczucia obowiazku, bo radosc z grania nie plynela absolutnie zadna.
Pierwszy DMC to gra przypominajaca sztuczna bizuterie. Ladna, kolorowa, efekciarska, na pierwszy kontakt ujmujaca atmosfera. W pewnym sensie rowniez nowatorska - kiedys chodzona bijatyke na miecze nazywalo sie chodzona bijatyka, a odkad pojawil sie DMC, chodzona bijatyke na miecze okreslaja "slasherem". Niech zwa jak chca. W DMC chodzi o bicie i ten aspekt wyszedl w grze najlepiej. Wszelkie proby zrobienia z niej bitki z elementami czegos, np. przygodowki czy platformowki [vide szukanie kluczy czy rozwiazywanie lamiglowek, nazwijmy to, akrobatyczno-geometrycznych] moim zdaniem nie sa do konca na miejscu. Ich obecnosc funkcjonuje mniej wiecej jak stosunek przerywany. Kiedy przez 2 minuty non stop szlachtujesz mieczem demony, ogarnia cie radosna furia i chcialbys pojsc po wiecej, wtedy gra mowi "STOP, mlody czlowieku", kazac sie wycofac i zajac czyms usypiajacym. Zbieraniem czesci artefaktu na przyklad.
W DMC chcialbym wiecej typowej rozgrywki arcade. Fabula w grze to bzdura przepisana chyba z najslabszej jaka jestem w stanie sobie wyobrazic mangi o tematyce fantasy. Rownie marnie prezentuja sie wszystkie elementy, np. rzeczone "lamiglowki" [obecnosc cudzyslowu nieprzypadkowa], ktore pradoksalnie uplycaja tylko i tak niespecjalnie gleboka pozycje. Sila DMC tkwi w absorbujacym gameplay'u. Cala reszta miala pewnie zadzialac niczym wabik w kampanii promocyjnej, by uczynic z DMC rzecz przystepna. W koncu latwiej znalezc chetnych na mordobicie w klimatach posepnego fantasy z elementami przygodowki i platformowki niz chetnych na samo mordobicie, ktorych byloby pieciu, z czego czterech w samej Japonii.
Gdy niezwlocznie po ukonczeniu jedynki, zaczalem DMC2, na poczatku ucieszylem sie, ze wyglada na to, iz w tej czesci postawiono na akcje, spychajac wszystko inne na dalszy plan. I tak oto mamy gre z jeszcze glupsza fabula, wielokrotnie zmniejszona iloscia przedmiotow do zebrania, przy jednoczesnej nadwyzce [yeah!] mordobicia. Podkreslam, ze pozytywne wrazenie odnioslem jedynie na samym poczatku. Po paru etapach okazalo sie, ze bicie w DMC2 jest rownie bezsensowne i nieciekawe jak cala reszta. Uczynic bitke odpowiednio dobra, to trzeba umiec.
W przypadku gier, ktore wywoluja we mnie skrajne emocje, najpierw lubie sobie ponarzekac, by nastepnie siasc w bujanym fotelu, zapalic fajke i wycharczec kilka zdan o tym, jakze milo bylo spedzic z DMC te kilka upalnych, letnich wieczorow. Zwlaszcza z czescia pierwsza, ktora niejeden raz zachwycila. Dwojka kojarzy mi sie raczej pejoratywnie. Najwspanialsze w niej bylo to, ze dala sie ukonczyc w niecale 4 godziny, podczas ktorych ani razu nie zacialem sie na bossie. Gdybym utknal w pewnym miejscu na dobre, predzej schowalbym kompakt do pudelka, nizbym szukal rozwiazania.
Devil May Cry, protoplasta, oczarowal mnie przede wszystkim od strony A/V. Tworcy Resident Evil stworzyli zupelnie nowe realia, zachowujac subtelny feeling capcomowskiego survival horroru. Bilem brawa dla kompozytora [Masami Ueada], ktory utworami stworzonymi na potrzeby DMC, przypomnial mi najswpanialsze chwile spedzone z trzema pierwszymi czesciami Resident Evil, do ktorych to muzyke zrobil oczywiscie ten sam pan. Zamczysko i przyleglosci w DMC sa przykladem perfekcyjnego zespolenia najwyzszych lotow architektury, kolorystyki i dzwieku, ktorych polaczenie pozwolilo uzyskac tzw. klimat totalny.
Machanie mieczem nie od razu przypadlo mi do gustu. Na poczatku nie bylo ciekawie. 3-hit combo w zwarciu, atak z wyskoku, uppercut i szarza. To samo tylko szybciej i mocniej po przemianie w demona. Gameplay rozwinal skrzydla mniej wiecej po zabiciu drugiego bossa [nazwijmy go Ogarem Cienia]. Nazbieralo sie nieco Red Orbs, za ktore w grze kupujemy eliksiry i special'e. Szkoda, ze dopiero pod koniec zorientowalem sie, ze kluczem do maksymalnego uprzyjemnienia sobie rozgrywki jest zakup power up'ow wydluzajacych czas pozostawania pod postacia demona, kiedy to mozemy uzywac zagran specjalnych.
W Devil May Cry plyniesz razem z rozgrywka i absolutnie nie chcesz tego przerywac, pomimo ze wiele rzeczy wkurza. Bez ustanku powtarzaja sie przeciwnicy - nawet bossowie. Historia co prawda jest i czesto przerywa granie cut scenkami, ale wszystko to wydaje sie nie miec zadnego wplywu ani na nasze poczynanie, ani na sama historie. Idziemy, bijemy, lykamy stek bzdur, ktory Dante przetrawia na motyw, by dalej isc i bic itd. Wiem, ze w grach zrecznosciowych nie o fabule chodzi, ale skoro juz jest, moglaby miec troche smaku. Narzekam, bo sprawia mi to przyjemnosc, co nie zmienia faktu, ze w grze znajdzie sie ciekawy zwrot w fabule czy fajny przerywnik. Moj ulubiony to ten, w ktorym Dante zadaje smiertelny cios Magnusowi, co po ulamku sekundy z maniera sprawozdawcy sportowego komentuje Trish: "Looks we have a winner!"
DMC bardzo polubilem. Moze nie jest to najlepsza gra mojego zycia, ale trudno do niej przysiasc i nie zachlysnac sie tym cudownym, surrealistycznym [jest nawet druga strona lustra] swiatem. Jedynka to naprawde solidny fundament dla serii, ktora, o ile moje zrodla podaja prawde, rozwinela sie we wlasciwym kierunku. Bawilem sie znakomicie i darowalem wszelkie babole, ktorych bez liku. Na szczescie nic specjalnie frustrujacego.
Gdy zaczynalem dwojke, koncentrowalem sie raczej na dobrym wrazeniu, jakie pozostawil prequel, niz na krytycznych uwagach znajomego, ktory DMC2 zmieszal z blotem. Wiedzialem oczywiscie, ze opinie nt tego tytulu nie sa bynajmniej jednoznaczne, ale nie po to mam empiryczne ciagoty, by odpuscic sobie granie tylko dlatego, ze komus gra nie podeszla.
No i przez pierwsze 20 minut faktycznie bylo zupelnie inaczej niz ptaszki spiewaly. Dante dostal mase nowych ruchow, lokacje staly sie ogromne w porownaniu z tymi z jedynki. Na dodatek co krok wyskakiwaly potwory. Wiecej walki, wiecej czadu. Wszystkiego wiecej. Czy wobec tego lepiej? Nic podobnego. Czar prysl predko, zaraz po tym, jak okazalo sie, ze te 18 misji do przebrniecia, to niekonczacy sie ciag takich samych korytarzy, budynkow i innych blizianczych lokacji oblepionych tymi samymi teksturami burej cegly i cienkiej warstwy zaprawy murarskiej; tych samych potworow i identycznych, nudnych potyczek. Co sie stalo, do cholery?
Prawdopodobnie to, ze gdy sami tworcy zagrali w swoja gre, bylo juz za pozno, by wprowadzic znaczace zmiany. DMC2 wcale nie jest zly. Tego nie powiedzialem. Design lokacji i przeciwnikow bardzo przypadl mi do gustu. Swiat gry jest dosc oryginalny, a niektore potwory rownie groteskowe co w poprzedniku. Jednak zdecydowanie za duzo robactwa, a za malo konkretnych poczwar z piekla rodem. Cmy - kto na litosc chce w grze tego typu zabijac cmy?
Wracajac do swiata przedstawionego. Jak juz wspomnialem, podobaja mi sie, hmm... pelne akcentow urabnistycznych lokacje, zwlaszcza w polaczeniu z elementami architektury piekielnej. Helikopter z demonicznym, lypiacym wsciekle okiem? Prosze bardzo. Czolgi porosniete plugastwem? A jakze. Szkoda, ze calosc utrzymana jest w niezbyt atrakcyjnej tonacji i nawet mimo szczerych checi ciezko na czyms zawiesic oko. Zeby cos w tej grze docenic, trzeba bardzo tego chciec. Podejrzewam, ze DMC2 bylby dobra gra do ogladania. Ogladania w sensie - patrzenia jak ktos gra. Pod warunkiem, ze grajacy bedzie unikal wiekszosci potyczek.
Co jeszcze. Nowy system rozwoju postaci, nowe gadzety w ekwipunku [amulety ze skillami], nowa postac - Lucia. Czerwonowlosa mulatka[???], ktora pogralem doslownie chwile po ukonczeniu gry jako Dante. Zalowalem. Nie tego, ze stracilem pare minut. Zalowalem, ze nie zaczlem od drugiego dysku, jako ze historia, pomijajac kilka nieistotnych szczegolow dla obydwu postaci pozostaje taka sama. Lucia jest szybka, zwinna i mordobicie w jej wydaniu wydawalo mi sie odrobine fajniejsze. No i nastepna niespodzianka - jedna z pierwszych lokacji scenariusza panienki - wieza z ogromnymi, poruszajacymi sie kolami zebatymi - byla zdecydowanie najbardziej pomyslowa sposrod wszystkich jakie zwiedzilem. Moglbym tak bez konca przekladac wady zaletami, ale werdykt i tak sie nie zmieni. DMC2 nudzi i to potwornie. Cale szczescie, rozgrywka nie jest wymagajaca i szybko sie konczy. Jak latwo sie domyslic, drugi scenariusz sobie odpuscilem. To samo zakonczenie wzbogacone o dodatkowy smetny dialog, to troszke za malo, by ponownie brnac przez bagno, jakim jest DMC2.
Zastanawialem sie, czy inaczej patrzylbym na problem, gdybym Devil May Cry 2 nabyl w roku premiery. Pewnie tak, bo wowczas byla to po prostu solidna pozycja. Ale niestety kiepski sequel.
DMC2 pekl. Nie spocilem sie nawet przy ostatnim bossie. Zakonczenie obejrzalem krotkie, acz tresciwe. W kazdym badz razie, pozbawione jakiegokolwiek rozmachu. Czulem przesyt i lekko zalowalem tych kilku straconych godzin, ale teraz przynajmniej nikt mi nie powie, ze nie gralem. Po paru godzinach ponownie wlaczylem konsole, tym razem z Devil May Cry 3 na tacy, na temat ktorego ciezko nie miec dobrego zdania, jesli widzialo sie screeny i gameplay. W dodatku ten sam znajomy, ktory zbesztal DMC2, o czesci trzeciej wypowiadal sie w samych superlatywach. Okay, zaczalem grac. Na pierwszy ogien jedna z lepszych cut scenek, jakie widzialem w zyciu, a nastepnie piekielnie szybki gameplay. Poczulem tez znaczny wzrost poziomu trudnosci w stosunku do czesci poprzednnich. Wszystkie znaki na niebie i ziemi mowia, ze czasu poswieconego tej czesci zalowal nie bede. Ave.
P.S. Zdjecia tym razem jeszcze marniejsze niz zwykle. Dosc mam juz wyciagania screenow z gry aparatem - metoda ta bylaby dobra 20 lat temu. Dumam nad rozbudowa zestawu PC o porzadna karte TV z wszelkimi niezbednymi bajerami niezbednymi do wygodnej rejestracji obrazu. Problem w tym, ze najpierw musze zmienic PC. Mam nadzieje, ze slabsze fotografie lub ich brak w kolejnych wpisach nie beda nikomu przeszkadzac. Nie powinny. W koncu i tak nikt tego bloga nie czyta. Hi hi.
Wyglada na to, ze Devil May Cry, to obecnie druga co do popularnosci seria Capcom. Szkoda, ze w temacie Onimusha i Dino Crsisis przycichlo. W przypadku tego drugiego chyba na dobre. Szkoda, bo w moim osobistym zestawieniu, DC wespol z RE i Onimusha zajmuja miejsca na podium, zas oslawiony i bedacy u szczytu slawy DMC znajduje sie "dopiero" na czwartym placu. Po czesci dlatego, ze seria dotychczas jako jedyna wyprowadzila mnie z rownowagi za sprawa slabego sequela. Chodzi o Devil May Cry 2, rzecz jasna, ktorego konczylem bardziej z poczucia obowiazku, bo radosc z grania nie plynela absolutnie zadna.
Pierwszy DMC to gra przypominajaca sztuczna bizuterie. Ladna, kolorowa, efekciarska, na pierwszy kontakt ujmujaca atmosfera. W pewnym sensie rowniez nowatorska - kiedys chodzona bijatyke na miecze nazywalo sie chodzona bijatyka, a odkad pojawil sie DMC, chodzona bijatyke na miecze okreslaja "slasherem". Niech zwa jak chca. W DMC chodzi o bicie i ten aspekt wyszedl w grze najlepiej. Wszelkie proby zrobienia z niej bitki z elementami czegos, np. przygodowki czy platformowki [vide szukanie kluczy czy rozwiazywanie lamiglowek, nazwijmy to, akrobatyczno-geometrycznych] moim zdaniem nie sa do konca na miejscu. Ich obecnosc funkcjonuje mniej wiecej jak stosunek przerywany. Kiedy przez 2 minuty non stop szlachtujesz mieczem demony, ogarnia cie radosna furia i chcialbys pojsc po wiecej, wtedy gra mowi "STOP, mlody czlowieku", kazac sie wycofac i zajac czyms usypiajacym. Zbieraniem czesci artefaktu na przyklad.
W DMC chcialbym wiecej typowej rozgrywki arcade. Fabula w grze to bzdura przepisana chyba z najslabszej jaka jestem w stanie sobie wyobrazic mangi o tematyce fantasy. Rownie marnie prezentuja sie wszystkie elementy, np. rzeczone "lamiglowki" [obecnosc cudzyslowu nieprzypadkowa], ktore pradoksalnie uplycaja tylko i tak niespecjalnie gleboka pozycje. Sila DMC tkwi w absorbujacym gameplay'u. Cala reszta miala pewnie zadzialac niczym wabik w kampanii promocyjnej, by uczynic z DMC rzecz przystepna. W koncu latwiej znalezc chetnych na mordobicie w klimatach posepnego fantasy z elementami przygodowki i platformowki niz chetnych na samo mordobicie, ktorych byloby pieciu, z czego czterech w samej Japonii.
Gdy niezwlocznie po ukonczeniu jedynki, zaczalem DMC2, na poczatku ucieszylem sie, ze wyglada na to, iz w tej czesci postawiono na akcje, spychajac wszystko inne na dalszy plan. I tak oto mamy gre z jeszcze glupsza fabula, wielokrotnie zmniejszona iloscia przedmiotow do zebrania, przy jednoczesnej nadwyzce [yeah!] mordobicia. Podkreslam, ze pozytywne wrazenie odnioslem jedynie na samym poczatku. Po paru etapach okazalo sie, ze bicie w DMC2 jest rownie bezsensowne i nieciekawe jak cala reszta. Uczynic bitke odpowiednio dobra, to trzeba umiec.
W przypadku gier, ktore wywoluja we mnie skrajne emocje, najpierw lubie sobie ponarzekac, by nastepnie siasc w bujanym fotelu, zapalic fajke i wycharczec kilka zdan o tym, jakze milo bylo spedzic z DMC te kilka upalnych, letnich wieczorow. Zwlaszcza z czescia pierwsza, ktora niejeden raz zachwycila. Dwojka kojarzy mi sie raczej pejoratywnie. Najwspanialsze w niej bylo to, ze dala sie ukonczyc w niecale 4 godziny, podczas ktorych ani razu nie zacialem sie na bossie. Gdybym utknal w pewnym miejscu na dobre, predzej schowalbym kompakt do pudelka, nizbym szukal rozwiazania.
Devil May Cry, protoplasta, oczarowal mnie przede wszystkim od strony A/V. Tworcy Resident Evil stworzyli zupelnie nowe realia, zachowujac subtelny feeling capcomowskiego survival horroru. Bilem brawa dla kompozytora [Masami Ueada], ktory utworami stworzonymi na potrzeby DMC, przypomnial mi najswpanialsze chwile spedzone z trzema pierwszymi czesciami Resident Evil, do ktorych to muzyke zrobil oczywiscie ten sam pan. Zamczysko i przyleglosci w DMC sa przykladem perfekcyjnego zespolenia najwyzszych lotow architektury, kolorystyki i dzwieku, ktorych polaczenie pozwolilo uzyskac tzw. klimat totalny.
Machanie mieczem nie od razu przypadlo mi do gustu. Na poczatku nie bylo ciekawie. 3-hit combo w zwarciu, atak z wyskoku, uppercut i szarza. To samo tylko szybciej i mocniej po przemianie w demona. Gameplay rozwinal skrzydla mniej wiecej po zabiciu drugiego bossa [nazwijmy go Ogarem Cienia]. Nazbieralo sie nieco Red Orbs, za ktore w grze kupujemy eliksiry i special'e. Szkoda, ze dopiero pod koniec zorientowalem sie, ze kluczem do maksymalnego uprzyjemnienia sobie rozgrywki jest zakup power up'ow wydluzajacych czas pozostawania pod postacia demona, kiedy to mozemy uzywac zagran specjalnych.
W Devil May Cry plyniesz razem z rozgrywka i absolutnie nie chcesz tego przerywac, pomimo ze wiele rzeczy wkurza. Bez ustanku powtarzaja sie przeciwnicy - nawet bossowie. Historia co prawda jest i czesto przerywa granie cut scenkami, ale wszystko to wydaje sie nie miec zadnego wplywu ani na nasze poczynanie, ani na sama historie. Idziemy, bijemy, lykamy stek bzdur, ktory Dante przetrawia na motyw, by dalej isc i bic itd. Wiem, ze w grach zrecznosciowych nie o fabule chodzi, ale skoro juz jest, moglaby miec troche smaku. Narzekam, bo sprawia mi to przyjemnosc, co nie zmienia faktu, ze w grze znajdzie sie ciekawy zwrot w fabule czy fajny przerywnik. Moj ulubiony to ten, w ktorym Dante zadaje smiertelny cios Magnusowi, co po ulamku sekundy z maniera sprawozdawcy sportowego komentuje Trish: "Looks we have a winner!"
DMC bardzo polubilem. Moze nie jest to najlepsza gra mojego zycia, ale trudno do niej przysiasc i nie zachlysnac sie tym cudownym, surrealistycznym [jest nawet druga strona lustra] swiatem. Jedynka to naprawde solidny fundament dla serii, ktora, o ile moje zrodla podaja prawde, rozwinela sie we wlasciwym kierunku. Bawilem sie znakomicie i darowalem wszelkie babole, ktorych bez liku. Na szczescie nic specjalnie frustrujacego.
Gdy zaczynalem dwojke, koncentrowalem sie raczej na dobrym wrazeniu, jakie pozostawil prequel, niz na krytycznych uwagach znajomego, ktory DMC2 zmieszal z blotem. Wiedzialem oczywiscie, ze opinie nt tego tytulu nie sa bynajmniej jednoznaczne, ale nie po to mam empiryczne ciagoty, by odpuscic sobie granie tylko dlatego, ze komus gra nie podeszla.
No i przez pierwsze 20 minut faktycznie bylo zupelnie inaczej niz ptaszki spiewaly. Dante dostal mase nowych ruchow, lokacje staly sie ogromne w porownaniu z tymi z jedynki. Na dodatek co krok wyskakiwaly potwory. Wiecej walki, wiecej czadu. Wszystkiego wiecej. Czy wobec tego lepiej? Nic podobnego. Czar prysl predko, zaraz po tym, jak okazalo sie, ze te 18 misji do przebrniecia, to niekonczacy sie ciag takich samych korytarzy, budynkow i innych blizianczych lokacji oblepionych tymi samymi teksturami burej cegly i cienkiej warstwy zaprawy murarskiej; tych samych potworow i identycznych, nudnych potyczek. Co sie stalo, do cholery?
Prawdopodobnie to, ze gdy sami tworcy zagrali w swoja gre, bylo juz za pozno, by wprowadzic znaczace zmiany. DMC2 wcale nie jest zly. Tego nie powiedzialem. Design lokacji i przeciwnikow bardzo przypadl mi do gustu. Swiat gry jest dosc oryginalny, a niektore potwory rownie groteskowe co w poprzedniku. Jednak zdecydowanie za duzo robactwa, a za malo konkretnych poczwar z piekla rodem. Cmy - kto na litosc chce w grze tego typu zabijac cmy?
Wracajac do swiata przedstawionego. Jak juz wspomnialem, podobaja mi sie, hmm... pelne akcentow urabnistycznych lokacje, zwlaszcza w polaczeniu z elementami architektury piekielnej. Helikopter z demonicznym, lypiacym wsciekle okiem? Prosze bardzo. Czolgi porosniete plugastwem? A jakze. Szkoda, ze calosc utrzymana jest w niezbyt atrakcyjnej tonacji i nawet mimo szczerych checi ciezko na czyms zawiesic oko. Zeby cos w tej grze docenic, trzeba bardzo tego chciec. Podejrzewam, ze DMC2 bylby dobra gra do ogladania. Ogladania w sensie - patrzenia jak ktos gra. Pod warunkiem, ze grajacy bedzie unikal wiekszosci potyczek.
Co jeszcze. Nowy system rozwoju postaci, nowe gadzety w ekwipunku [amulety ze skillami], nowa postac - Lucia. Czerwonowlosa mulatka[???], ktora pogralem doslownie chwile po ukonczeniu gry jako Dante. Zalowalem. Nie tego, ze stracilem pare minut. Zalowalem, ze nie zaczlem od drugiego dysku, jako ze historia, pomijajac kilka nieistotnych szczegolow dla obydwu postaci pozostaje taka sama. Lucia jest szybka, zwinna i mordobicie w jej wydaniu wydawalo mi sie odrobine fajniejsze. No i nastepna niespodzianka - jedna z pierwszych lokacji scenariusza panienki - wieza z ogromnymi, poruszajacymi sie kolami zebatymi - byla zdecydowanie najbardziej pomyslowa sposrod wszystkich jakie zwiedzilem. Moglbym tak bez konca przekladac wady zaletami, ale werdykt i tak sie nie zmieni. DMC2 nudzi i to potwornie. Cale szczescie, rozgrywka nie jest wymagajaca i szybko sie konczy. Jak latwo sie domyslic, drugi scenariusz sobie odpuscilem. To samo zakonczenie wzbogacone o dodatkowy smetny dialog, to troszke za malo, by ponownie brnac przez bagno, jakim jest DMC2.
Zastanawialem sie, czy inaczej patrzylbym na problem, gdybym Devil May Cry 2 nabyl w roku premiery. Pewnie tak, bo wowczas byla to po prostu solidna pozycja. Ale niestety kiepski sequel.
DMC2 pekl. Nie spocilem sie nawet przy ostatnim bossie. Zakonczenie obejrzalem krotkie, acz tresciwe. W kazdym badz razie, pozbawione jakiegokolwiek rozmachu. Czulem przesyt i lekko zalowalem tych kilku straconych godzin, ale teraz przynajmniej nikt mi nie powie, ze nie gralem. Po paru godzinach ponownie wlaczylem konsole, tym razem z Devil May Cry 3 na tacy, na temat ktorego ciezko nie miec dobrego zdania, jesli widzialo sie screeny i gameplay. W dodatku ten sam znajomy, ktory zbesztal DMC2, o czesci trzeciej wypowiadal sie w samych superlatywach. Okay, zaczalem grac. Na pierwszy ogien jedna z lepszych cut scenek, jakie widzialem w zyciu, a nastepnie piekielnie szybki gameplay. Poczulem tez znaczny wzrost poziomu trudnosci w stosunku do czesci poprzednnich. Wszystkie znaki na niebie i ziemi mowia, ze czasu poswieconego tej czesci zalowal nie bede. Ave.
P.S. Zdjecia tym razem jeszcze marniejsze niz zwykle. Dosc mam juz wyciagania screenow z gry aparatem - metoda ta bylaby dobra 20 lat temu. Dumam nad rozbudowa zestawu PC o porzadna karte TV z wszelkimi niezbednymi bajerami niezbednymi do wygodnej rejestracji obrazu. Problem w tym, ze najpierw musze zmienic PC. Mam nadzieje, ze slabsze fotografie lub ich brak w kolejnych wpisach nie beda nikomu przeszkadzac. Nie powinny. W koncu i tak nikt tego bloga nie czyta. Hi hi.
PR
Kalendarz
11 | 2024/12 | 01 |
S | M | T | W | T | F | S |
---|---|---|---|---|---|---|
1 | 2 | 3 | 4 | 5 | 6 | 7 |
8 | 9 | 10 | 11 | 12 | 13 | 14 |
15 | 16 | 17 | 18 | 19 | 20 | 21 |
22 | 23 | 24 | 25 | 26 | 27 | 28 |
29 | 30 | 31 |
Kategorie
Nekrolog
Komentarze
[06/27 Mloda]
[03/14 BZY]
[03/14 w_m]
[11/24 BZY]
[11/24 Morden]
Najnowsze
(10/03)
(09/01)
(08/31)
(08/14)
(07/04)
Trackback
Profile
性別:
非公開
Słaba wyszukiwarka
Najstarsze
(11/01)
(11/01)
(11/11)
(11/11)
(11/30)
Rzucono shurikenów
Analiza