Polskiej premiery Betelgezy [org. Betelgeuse] wyczekiwalem z wielka niecierpliwoscia. Aby unaocznic, jak wielkie nadzieje pokladalem wobec tego komiksu, musze poruszyc kwestie protoplasty - Aldebarana. W skrocie: Aldebaran to jedna z najwspanialszych historii s-f, z jakimi sie zetknalem - i to nie tylko w komiksie. Mile chwile, fale dreszczy, lektura absorbujaca w sposob absolutny.
Aldebaran w wyjatkowy sposob opowiada historie swiezo skolonizowanej planety. W czym tkwi specyfika? W science fiction motyw "podboju" kosmosu kojarzy nam sie z procesem bazujacym na zaawansowanej technologii, bez ktorej ludzkosc nie bylaby w stanie zaadaptowac sie do nowych, czesto nieprzyjaznych swiatow. Widzimy jak kilkukilometrowej dlugosci statek kosmiczny laduje na niezamieszkalej planecie. Natychmiast nastepuje desant. Ze srodka wychodza tysiace ludzi, ciagnac za soba akurat tyle sprzetu, by w ciagu tygodnia moc przeksztalcic dziewicza kraine w baze wydobywcza mineralow albo osrodek wypoczynkowy. Ten algorytm nie zadzialal w przypadku Aldebarana. Osiedlency stracili lacznosc z Ziemia, tworzac osamotniony bastion gdzies na koncu wszechswiata. Ludzie na Aldebaranie doswiadczyli regresji na wielu polach rozwoju. Proste pojazdy napedzane para badz tzw. impetem kapcia zamiast poduszkowcow, bron tradycyjna zamiast laserowej, szalasy i proste chaty na miejsce wymyslnych, kopulastych siedzib mieszkalnych sterowanych zaawansowana elektronika.
Podejrzewam, ze nie bez przypadku, swiat przedstawiony kojarzy sie z ziemska Ameryka Poludniowa. Autor - LEO [Luis Eduardo de Oliveira], jako glownego wzroca uzyl prawdopodobnie ojczystej Brazylii. To by sie zgadzalo. Aldebaran bardzo przypomina cieple kraje, gdzie dzika przyroda wciaz dominuje nad cywilizacja. Oczywiscie planeta dorobila sie juz kilku duzych miast, funkcjonujacych prawie tak samo jak ziemskie odpowiedniki [ruch uliczny, obecnosc instytucji, mediow itd.], lecz w przewazajacej wiekszosci wciaz pozostaje dzika i niezbadana. Jak mozna wywnioskowac, najwiekszym marzeniem mieszkancow, zwlaszcza nowych pokolen, jest ponowny kontakt z Ziemianami. Okazuje sie, ze aby bylo to mozliwe, musi nastapic kataklizm, ktory juz na poczatku pierwszego tomu nadaje fabule survivalowy charakter wielkiej przygody. Potem napiecie juz tylko rosnie, jak w filmach Hitchcocka.
Aldebaran uwazam za wyjatkowy wlasnie z uwagi na te wielka przygode oraz dziecieca radosc, jaka plynie z czytania. Obcujac z niezwykla flora i fauna planety, zapominalem o swiecie. Ponadto bardzo przywiazalem sie do bohaterow - banalnych, a takze zbyt wyidealizowanych, przez co nienaturalnych. Nie szkodzi. Nie kazdy musi byc jak Ellen Ripley. Protagonisci Aldebarana, zwlaszcza najwazniejsza dwojka, sa rownie piekni fizycznie co praworzadni. Milo popatrzec zwlaszcza na Kim, na punkcie, ktorej mam obsesje, dzielac ja z samym... LEO. Dlaczego uwazam, ze autor ma bzika na punkcie wlasnej bohaterki? Odpowiedzi na to pytanie udziela lektura Betelgezy, gdzie Kim gra pierwsze skrzypce... czesto w neglizu. Yeah!
Betelgeza, bedac bezposrednia kontynuacja Aldebarana, ciagnie kwestie poruszone w poprzedniku, dodajac kilka wlasnych. Charakter opowiesci w zasadzie sie nie zmienia. Na kolejnej planecie pojawil sie zarodek ludzkosci, ale znowu cos poszlo nie tak. Zadanie do wykonania - rozwiazac lokalne problemy, a takze znalezc odpowiedzi na pytania postawione w trakcie przygody na Aldebaranie. Biedna, mala Kim w roli przodownika waznej ekspedycji, ktora sama w sobie stanowi doskonaly material na adaptacje filmowa. Ku mojej uciesze, autor obronil sie jako scenarzysta, przedstawiajac historie w sposob spojny i wolny od bezsensu. Nie liczac kilku naiwnych sytuacji, w segmencie fabularnym udalo sie niczego nie sknocic, a przed przystapieniem do lektury tego obawialem sie najbardziej.
W odroznieniu od poprzednika, Betelgeza w pierwszej kolejnosci ukazuje zgubny wplyw czlowieka na przyrode [nie tyle dzialalnosci, co samej jego obecnosci], a dopiero w drugiej pejoratywne korelacje miedzyludzkie. Mozna smialo powiedziec, ze historia niesie ze soba jasne przeslanie i nie trzeba wielkich talentow interpretatorskich, by je przed soba odslonic. To bardzo odwazne. Odnosze wrazenie, ze w dzisiejszych czasach sztuka o prostej wymowie traktowana jest jako rzecz nizszej kategorii. Krytyczne uwagi plyna zwlaszcza z ust internetowych krzykaczy, ktorzy tonac w odmetach wlasnej ignorancji mieszaja z blotem wszystko, co wydaje sie niezbyt ambitne i wtorne. Zapominaja, ze dobra, niczym nieskrepowana rozrywka takze moze byc srodkiem otwierajacym umysl. Koniec komunikatu. Pomowmy jeszcze chwile o Betelgezie.
Do szalenstwa zakochalem sie w stylu LEO, poczawszy od kreski, na kolorach konczac. Brak w nim wodotryskow, przez co cierpi czasami potraktowany po macoszemu drugi plan. Niemniej, caloksztalt prezentuje sie rewelacyjnie. To po prostu solidny warsztat, mnogosc zachwycajacych scen, bazujacych zwlaszcza na fantazji kreowania swiata, flory i fauny. Na ostatnich stronach wydawnictwo zamiescilo nawet Bestiariusz, zawierajacy szkice wiekszosci stworzen, jakie spotykamy w kadrach komiksu. Podpisy pod rysunkami wyjasniaja, wygladem ktorych ziemskich zwierzat inspirowal sie autor, tworzac "zoo" Betelgezy. Podobnie jak w Aldebaranie, same strzaly w dziesiatke. Bez wzgledu na to, czy mamy do czynienia z malym owadem, czy majestatycznym kolosem, takim jak pustynny wieloryb. Jeszcze slowo o kolorach. Barwy zostaly nalozone bezposrednio, nie widac wiec najmniejszej ingerencji programu graficznego. Kolorowania komputerowego szczerze nienawidze i bardzo ciesze sie z kazdego wspolczesnego komiksu, wolnego od nachalnej i pozbawionej wyrazu obrobki cyfrowej.
Mozna jednoznacznie stwierdzic, ze w Betelgezie wszystkiego jest wiecej. Rowniez tego, co w Aldebaranie denerwowalo. Drazni przede wszystkim egzaltacja na kazdym kroku, gornolotnosc w zachowaniu postaci [dobrych i zlych]. Pustoslowie wyplywajace galonami z ust bohaterow potrafi skutecznie odwrocic uwage od tego, co w komiksie najwazniejsze - niecodziennej przygody podszytej niepokojaca atmosfera obcowania z nieznanym. Rownie dekoncentrujaca jest w komiksie wszechobecna golizna. Klaty, cycki i tylki swieca z okolo 30% kadrow. Aldebaran nie byl az tak "rozbierany". Wedlug mnie W Betelgezie przekroczono subtelna granice dobrego smaku. Scen kipiacych erotyzmem, podobnie jak watkow milosnych jest po prostu za duzo. Momentami odnosilem wrazenie, ze niebezpieczna wyprawa, jakiej podejmuje sie Kim z kompanami, to tak naprawde studencka impreza, na ktorej co piec minut ktos kogos zalicza. Nie, nie jestem swietoszkiem. Byc moze LEO, badajac rynek doszedl do wniosku, ze glownymi odbiorcami jego komiksow sa ludzie mlodzi i postanowil pojsc im na reke. Nie tedy droga. Jedna z bohaterek zostala postrzelona. Fantastycznie! Nie ma jak krew, pot i lzy. Tylko dlaczego zostala potrzelona akurat w polowie drogi pomiedzy pepkiem a kroczem? Ciekaw tez jestem, ile osob uznaloby za lekko obsceniczne kadry, na ktorych Kim dosiada Yuma [vide okladka]? Takich "smaczkow" jest w komiksie pelno.
W Betelgezie zabraklo mi troche pierwszoosobowej narracji, ktora co prawda wystepuje, lecz niestety w sladowych ilosciach. W Aldebaranie bardzo przyspieszyla proces identyfikacji Marca, czlowieka numer jeden tamtej opowiesci.
Oto, co mialem komiksowi do zarzucenia. To tak naprawde kropla w morzu pozytywnych doznan, jakimi Betelgeza epatuje. Lektura nie wymaga wkladu intelektualnego. Opowiesc o Betelgezie po prostu sie chlonie. Niewymagajaca i szalenie przystepna rozrywka. Szkoda, ze taka krotka - te 250 stron bez najmniejszych oznak znuzenia mozna zaliczyc podczas jednego posiedzenia. Niedlugo bede pewnie czytac jeszcze raz. LEO nigdy dosc. Bardzo ciesze sie, ze nie zignorowano jego komiksow w Polsce. Mam wielka nadzieje, ze to nie koniec. W fazie powstawania wciaz znajduje sie Antares. Kiedy ostatnia czesc trylogii zostanie ukonczona [pewnie dopiero za pare lat], bede mocno trzymac kciuki, by Egmont wydal ja w serii Science Fiction, podobnie jak dotychczas Aldebaran, Wieczna Wojne, Betelgeze, a juz niebawem Sky Doll.
Aldebaran w wyjatkowy sposob opowiada historie swiezo skolonizowanej planety. W czym tkwi specyfika? W science fiction motyw "podboju" kosmosu kojarzy nam sie z procesem bazujacym na zaawansowanej technologii, bez ktorej ludzkosc nie bylaby w stanie zaadaptowac sie do nowych, czesto nieprzyjaznych swiatow. Widzimy jak kilkukilometrowej dlugosci statek kosmiczny laduje na niezamieszkalej planecie. Natychmiast nastepuje desant. Ze srodka wychodza tysiace ludzi, ciagnac za soba akurat tyle sprzetu, by w ciagu tygodnia moc przeksztalcic dziewicza kraine w baze wydobywcza mineralow albo osrodek wypoczynkowy. Ten algorytm nie zadzialal w przypadku Aldebarana. Osiedlency stracili lacznosc z Ziemia, tworzac osamotniony bastion gdzies na koncu wszechswiata. Ludzie na Aldebaranie doswiadczyli regresji na wielu polach rozwoju. Proste pojazdy napedzane para badz tzw. impetem kapcia zamiast poduszkowcow, bron tradycyjna zamiast laserowej, szalasy i proste chaty na miejsce wymyslnych, kopulastych siedzib mieszkalnych sterowanych zaawansowana elektronika.
Podejrzewam, ze nie bez przypadku, swiat przedstawiony kojarzy sie z ziemska Ameryka Poludniowa. Autor - LEO [Luis Eduardo de Oliveira], jako glownego wzroca uzyl prawdopodobnie ojczystej Brazylii. To by sie zgadzalo. Aldebaran bardzo przypomina cieple kraje, gdzie dzika przyroda wciaz dominuje nad cywilizacja. Oczywiscie planeta dorobila sie juz kilku duzych miast, funkcjonujacych prawie tak samo jak ziemskie odpowiedniki [ruch uliczny, obecnosc instytucji, mediow itd.], lecz w przewazajacej wiekszosci wciaz pozostaje dzika i niezbadana. Jak mozna wywnioskowac, najwiekszym marzeniem mieszkancow, zwlaszcza nowych pokolen, jest ponowny kontakt z Ziemianami. Okazuje sie, ze aby bylo to mozliwe, musi nastapic kataklizm, ktory juz na poczatku pierwszego tomu nadaje fabule survivalowy charakter wielkiej przygody. Potem napiecie juz tylko rosnie, jak w filmach Hitchcocka.
Aldebaran uwazam za wyjatkowy wlasnie z uwagi na te wielka przygode oraz dziecieca radosc, jaka plynie z czytania. Obcujac z niezwykla flora i fauna planety, zapominalem o swiecie. Ponadto bardzo przywiazalem sie do bohaterow - banalnych, a takze zbyt wyidealizowanych, przez co nienaturalnych. Nie szkodzi. Nie kazdy musi byc jak Ellen Ripley. Protagonisci Aldebarana, zwlaszcza najwazniejsza dwojka, sa rownie piekni fizycznie co praworzadni. Milo popatrzec zwlaszcza na Kim, na punkcie, ktorej mam obsesje, dzielac ja z samym... LEO. Dlaczego uwazam, ze autor ma bzika na punkcie wlasnej bohaterki? Odpowiedzi na to pytanie udziela lektura Betelgezy, gdzie Kim gra pierwsze skrzypce... czesto w neglizu. Yeah!
Betelgeza, bedac bezposrednia kontynuacja Aldebarana, ciagnie kwestie poruszone w poprzedniku, dodajac kilka wlasnych. Charakter opowiesci w zasadzie sie nie zmienia. Na kolejnej planecie pojawil sie zarodek ludzkosci, ale znowu cos poszlo nie tak. Zadanie do wykonania - rozwiazac lokalne problemy, a takze znalezc odpowiedzi na pytania postawione w trakcie przygody na Aldebaranie. Biedna, mala Kim w roli przodownika waznej ekspedycji, ktora sama w sobie stanowi doskonaly material na adaptacje filmowa. Ku mojej uciesze, autor obronil sie jako scenarzysta, przedstawiajac historie w sposob spojny i wolny od bezsensu. Nie liczac kilku naiwnych sytuacji, w segmencie fabularnym udalo sie niczego nie sknocic, a przed przystapieniem do lektury tego obawialem sie najbardziej.
W odroznieniu od poprzednika, Betelgeza w pierwszej kolejnosci ukazuje zgubny wplyw czlowieka na przyrode [nie tyle dzialalnosci, co samej jego obecnosci], a dopiero w drugiej pejoratywne korelacje miedzyludzkie. Mozna smialo powiedziec, ze historia niesie ze soba jasne przeslanie i nie trzeba wielkich talentow interpretatorskich, by je przed soba odslonic. To bardzo odwazne. Odnosze wrazenie, ze w dzisiejszych czasach sztuka o prostej wymowie traktowana jest jako rzecz nizszej kategorii. Krytyczne uwagi plyna zwlaszcza z ust internetowych krzykaczy, ktorzy tonac w odmetach wlasnej ignorancji mieszaja z blotem wszystko, co wydaje sie niezbyt ambitne i wtorne. Zapominaja, ze dobra, niczym nieskrepowana rozrywka takze moze byc srodkiem otwierajacym umysl. Koniec komunikatu. Pomowmy jeszcze chwile o Betelgezie.
Do szalenstwa zakochalem sie w stylu LEO, poczawszy od kreski, na kolorach konczac. Brak w nim wodotryskow, przez co cierpi czasami potraktowany po macoszemu drugi plan. Niemniej, caloksztalt prezentuje sie rewelacyjnie. To po prostu solidny warsztat, mnogosc zachwycajacych scen, bazujacych zwlaszcza na fantazji kreowania swiata, flory i fauny. Na ostatnich stronach wydawnictwo zamiescilo nawet Bestiariusz, zawierajacy szkice wiekszosci stworzen, jakie spotykamy w kadrach komiksu. Podpisy pod rysunkami wyjasniaja, wygladem ktorych ziemskich zwierzat inspirowal sie autor, tworzac "zoo" Betelgezy. Podobnie jak w Aldebaranie, same strzaly w dziesiatke. Bez wzgledu na to, czy mamy do czynienia z malym owadem, czy majestatycznym kolosem, takim jak pustynny wieloryb. Jeszcze slowo o kolorach. Barwy zostaly nalozone bezposrednio, nie widac wiec najmniejszej ingerencji programu graficznego. Kolorowania komputerowego szczerze nienawidze i bardzo ciesze sie z kazdego wspolczesnego komiksu, wolnego od nachalnej i pozbawionej wyrazu obrobki cyfrowej.
Mozna jednoznacznie stwierdzic, ze w Betelgezie wszystkiego jest wiecej. Rowniez tego, co w Aldebaranie denerwowalo. Drazni przede wszystkim egzaltacja na kazdym kroku, gornolotnosc w zachowaniu postaci [dobrych i zlych]. Pustoslowie wyplywajace galonami z ust bohaterow potrafi skutecznie odwrocic uwage od tego, co w komiksie najwazniejsze - niecodziennej przygody podszytej niepokojaca atmosfera obcowania z nieznanym. Rownie dekoncentrujaca jest w komiksie wszechobecna golizna. Klaty, cycki i tylki swieca z okolo 30% kadrow. Aldebaran nie byl az tak "rozbierany". Wedlug mnie W Betelgezie przekroczono subtelna granice dobrego smaku. Scen kipiacych erotyzmem, podobnie jak watkow milosnych jest po prostu za duzo. Momentami odnosilem wrazenie, ze niebezpieczna wyprawa, jakiej podejmuje sie Kim z kompanami, to tak naprawde studencka impreza, na ktorej co piec minut ktos kogos zalicza. Nie, nie jestem swietoszkiem. Byc moze LEO, badajac rynek doszedl do wniosku, ze glownymi odbiorcami jego komiksow sa ludzie mlodzi i postanowil pojsc im na reke. Nie tedy droga. Jedna z bohaterek zostala postrzelona. Fantastycznie! Nie ma jak krew, pot i lzy. Tylko dlaczego zostala potrzelona akurat w polowie drogi pomiedzy pepkiem a kroczem? Ciekaw tez jestem, ile osob uznaloby za lekko obsceniczne kadry, na ktorych Kim dosiada Yuma [vide okladka]? Takich "smaczkow" jest w komiksie pelno.
W Betelgezie zabraklo mi troche pierwszoosobowej narracji, ktora co prawda wystepuje, lecz niestety w sladowych ilosciach. W Aldebaranie bardzo przyspieszyla proces identyfikacji Marca, czlowieka numer jeden tamtej opowiesci.
Oto, co mialem komiksowi do zarzucenia. To tak naprawde kropla w morzu pozytywnych doznan, jakimi Betelgeza epatuje. Lektura nie wymaga wkladu intelektualnego. Opowiesc o Betelgezie po prostu sie chlonie. Niewymagajaca i szalenie przystepna rozrywka. Szkoda, ze taka krotka - te 250 stron bez najmniejszych oznak znuzenia mozna zaliczyc podczas jednego posiedzenia. Niedlugo bede pewnie czytac jeszcze raz. LEO nigdy dosc. Bardzo ciesze sie, ze nie zignorowano jego komiksow w Polsce. Mam wielka nadzieje, ze to nie koniec. W fazie powstawania wciaz znajduje sie Antares. Kiedy ostatnia czesc trylogii zostanie ukonczona [pewnie dopiero za pare lat], bede mocno trzymac kciuki, by Egmont wydal ja w serii Science Fiction, podobnie jak dotychczas Aldebaran, Wieczna Wojne, Betelgeze, a juz niebawem Sky Doll.
PR
Kalendarz
10 | 2024/11 | 12 |
S | M | T | W | T | F | S |
---|---|---|---|---|---|---|
1 | 2 | |||||
3 | 4 | 5 | 6 | 7 | 8 | 9 |
10 | 11 | 12 | 13 | 14 | 15 | 16 |
17 | 18 | 19 | 20 | 21 | 22 | 23 |
24 | 25 | 26 | 27 | 28 | 29 | 30 |
Kategorie
Nekrolog
Komentarze
[06/27 Mloda]
[03/14 BZY]
[03/14 w_m]
[11/24 BZY]
[11/24 Morden]
Najnowsze
(10/03)
(09/01)
(08/31)
(08/14)
(07/04)
Trackback
Profile
性別:
非公開
Słaba wyszukiwarka
Najstarsze
(11/01)
(11/01)
(11/11)
(11/11)
(11/30)
Rzucono shurikenów
Analiza