忍者ブログ

×

[PR]上記の広告は3ヶ月以上新規記事投稿のないブログに表示されています。新しい記事を書く事で広告が消えます。


Dwukrotne rozczarowanie, ktore w przypadku Mirror's Edge bylo bardzo mile, zas odnoszac sie do Perfect Dark Zero, nasuwaja mi sie raczej pejoratywne skojarzenia. Na przykladzie rzeczonych pozycji moznaby omowic kilka ciekawych zagadnien. Na przyklad kwestie roznego traktowania FPP jako pewnej konwencji. Albo, chcac ukazac przepasc jakosciowa pomiedzy nimi, problem zgola odmiennego sposobu realizacji dobrych pomyslow. Nie daloby sie wowczas uniknac setek porownan, ktore przemawialby na korzysc Mirror's Edge. Nie chce jednak, by na moim skromnym blogu dochodzilo do konfrontacji pomiedzy dwoma, badz co badz, ciekawmi tytulami, wiec o kazdym z nich napisze tak, jakby nie laczyly je ani czasy, ani platforma sprzetowa. Czasem lubie lac wode, w koncu nic mnie to nie kosztuje, jednak spiesze z wyjasnieniem, iz caly niniejszy akapit ma za zadanie, w sposob mozliwie jak najbardziej zawoalowany, wytlumaczyc skad takie a nie inne zestawienie strzelanin* w niniejszym wpisie. W ramach kompensacji za straty moralne zwiezle odpowiadam: bo tak sie zlozylo.


A teraz do rzeczy. PDZ kupilem jakies 3 lata temu. A moze i wczesniej? W kazdym razie na dlugo zanim stalem sie posiadaczem X360. To jeden z tytulow startowych, ktory mial za zadanie pokazac, jaka z Xbox'a tega maszyna. Majac na uwadze dotychczasowy dorobek Rareware, w tym niesamowity Perfect Dark z Nintendo 64, spodziewalem sie cudow. Niestety prawda okazala sie gorzka, Kazda chwila, jaka spedzilem z sequelem [zarazem prequelem - w odniesieniu do fabuly], potwierdzala, ze Rare ostatnimi czasy ma sie nienajlepiej. Nie dlatego, ze wypuszczaja malo gier. Dlatego, ze wypuszczaja je bardzo niedopracowane. PDZ kompromituje slamazarny gameplay. Kamera przesuwa sie poowoooolnie, a sterowanie zostalo chyba zapozyczone z symulatora czolgu. Ruch dziala z wyraznym opoznieniem, co nie powinno miec miejsca chocby z uwagi na fakt, iz wcielamy sie w postac gibkiej i zwinnej Joanny D'Arc, nie zas mecha bojowego. Druga sprawa to design leveli, ktory albo nokautuje za sprawa fantastycznej kolorystyki i dobrze oddanej atmosfery, albo sprawia wrazenie, jakby do finalnego produktu przywedrowal z wersji prototypowej.


Na zdecydowany plus sciezka dzwiekowa, ktora znalazla sie na mojej liscie zakupow na dlugo zanim ukonczylem gre. A propos samego przechodzenia - rzadko kiedy bylo przyjemne. PDZ do prostych nie nalezy, a z powodu zalosnego sterowania i czestokroc niejasnych zadan w trakcie misji, ekstremalnie ciezko zlapac tzw. flow. Te gre musisz po prostu przeorac, by w nagrode obejrzec idiotyczne zakonczenie z pokazem mocy[!] psionicznych[!!!] i zainkasowac pare GP. Nie bede drugiego Perfect Dark milo wspominam, ale sciezke dzwiekowa kupie, bo jest wybitna. No i z pewnoscia w pamieci utkwi kilka fajnych leveli. Natomiast nie sadze, by kiedykolwiek udostepniono gre w wersji elektronicznej, ktorego to watpliwego zaszczytu dostapil jakis czas temu Perfect Dark 64, zasilajac biblioteke growa dla nastoletnich specjalistow od videorecenzji. Mam oczywiscie na mysli XBLA, ktora to usluge z roznych przyczyn uwazam za profanujaca. Ale o tym moze kiedy indziej.


Mirror's Edge to zdecydowanie najmilsze rozczarowanie tego roku. Pisze "tego roku", poniewaz jak zwykle gralem z lekkim poslizgiem. Gra wyszla 2 lata temu i od tamtej pory powinny ukazac sie co najmniej dwie kolejne czesci. Jesli wierzyc Szwedom z Digital Illusions, calosc zamknie sie w trylogii. Oby tak bylo i oby jak najszybciej, bo gra jest niemal idealna, przynajmniej w moim odczuciu. Podpowiadaly mi to juz pierwsze materialy promocyjne, a oczekiwanie na zakup umilal singiel ze zniewalajacym kawalkiem "Still Alive" [dla odmiany nabyty premierowo], jednoznacznie podsumowujacym klase calej sciezki dzwiekowej, o czym przekonalem sie na wlasne uszy podczas grania. Mirror's Edge w wyjatkowo spojny sposob laczy w sobie cudowny, wyrazisty design pozornie utopijnego miasta przyszlosci z perfekcyjnie dopasowanym ambientowym podkladem. Gdyby nie fakt, ze kazdy z utworow mozna odsluchac w sekcji z bonusami, rozwazalbym wylozenie kolejnych pieniedzy na soundtrack [dostepny jedynie w wersji MP3].


Nie bede rozpisywal sie nt oprawy wizualnej. Mam swiadomosc, ze po czesci zawdzieczam to mojemu HD TV Sony, lecz musze przyznac, ze nigdy dotychczas nie wdzialem tak pieknego obrazu. Mirror's Edge pokazuje, ze nawet w klinicznie sterylnym otoczeniu, umiejetne operowanie cieplymi barwami i kontrastem pozwala wyswobodzic wiecej zycia i klimatu niz zabawy z odcieniami szarosci w wiekszosci topowych produkcji. Okazuje sie, ze nawet mrok mozna ukazac w kolorach, na co powinni zwrocic uwage tworcy "czarnobialych" tytulow, takich jak Gears of War. DICE dalo dobry przyklad. Na koniec slowo o gameplay'u. Mirror's Edge jest genialne w swojej prostocie. Gra reklamowana jako opowiesc kryminalna, bedaca symulatorem Le Parkour z elementami FPS, to w rzeczywistosci porzadny arcade, bazujacy na dosc oryginalnych zasadach. Najlepsza zabawa zaczyna sie wlasnie po ukonczeniu czesci fabularnej [bardzo fajnej, nawiasem mowiac], kiedy wiadomo jak efektywnie dawac susy po dachach wiezowcow. Po nabyciu odpowiedniego wyczucia, blogo i przewspaniale pokonuje sie kolejne odcinki w Time Trial. To wrecz ukojenie dla duszy, jako ze Mirror's Edge w kwestii tzw. experience'u epatuje czyms w rodzaju poczucia wolnosci, ktora porownac mozna chyba tylko z szybowaniem w przestworzach. Ta gra mnie kupila. Z niecierpliwoscia wyczekuje kontynuacji. Przy okazji, polecam kazdemu. Jesli moje slowa nie sa dosc przekonujace, radze przestudiowac trailer. Powinien wystarczyc, byscie lykneli haczyk.


*
W Mirror's Edge strzelanie jest co prawda dodatkiem, ale grze wraz blizej do FPS'a niz do jakiegokolwiek innego gatunku. Gre moznaby tez okreslic mianem platformowki, ale na pewno nie w odniesieniu do kanonu. Jak dla mnie strzelanina - z tym, ze bardzo nietypowa.
PR

Skorzystalem ostatnio ze sporej wyprzedazy towaru po nieistniejacym juz wydawnictwie Mandragora. Prawie wszystko [poza 2. tomem 'Blacksad' i 'Osiedlem swoboda'], co widzicie na zdjeciach, kosztowalo mnie polowe ceny okladkowej. Wychodzi na to, ze nawet czytanie komiksow mozna czasem zaliczyc do niedrogich hobby. Z naciskiem na 'czasem'... Z zakupow jestem generalnie zadowolony, choc przytrafily sie male rozczarowania - w dodatku tam, gdzie byc ich nie powinno. I to moze od nich zaczne sprawozdanie.

Chodzi o Lobo, a konkretniej szescioodcinkowa historie "Lobo Unbound" i one-shot "Hitman/Lobo: That Stupid Bastich". Mocna strona pierwszej jest rysunek Alexa Horley'a, choc bardziej pasowaloby tu slowo "art". Facet specjalizuje sie w klimatach fantasy-horror-SF i moze byc kojarzony z okladek magazynu Heavy Metal. Kazdy kadr z 'Unbound' to male dzielo sztuki i az prosiloby sie o wydanie tych zeszytow w jednym albumie w formacie A4 albo i wiekszym. Ale co sie stalo, to sie nie odstanie. A propos stron, mocnych i slabych - co nie zagralo? Zdecydowanie fabula wymyslona przez Gartha Ennis'a. Znudzony i nieco zapomniany Wazniak lapie oferte na milion kredytow. Chodzi o sciecie paru glow. W pewnym momencie sam nieoczekiwanie pada ofiara spisku. Brzmi raczej sztampowo i tak tez w istocie jest. Jednak najwiekszy problem polega na tym, ze calosc pograza niskich lotow humor, w ktorym nabijaja sie z Christiny Aguillery i czarnych gangsterow obwieszonych zlotem. Rzeczy zjadliwe co najwyzej w srodowisku niezbyt inteligentnych amerykanskich nastolatkow. W moim przekonaniu, to wlasnie humor od zawsze swiadczyl o renomie opowiesci z Lobo. Jesli zart jest kiepski, taki sam staje sie komiks. Jesli ktos nie czytal "Wyzwolonego", nie ma czego zalowac. Jesli jednak na horyzoncie pojawi sie wydanie w A4+ na sliskim papierze, nalezy kupowac bez zastanowienia z uwagi na kapitalna strone graficzna.


Osobny zeszyt z beznadziejnie przetlumaczonym podtytulem "Ten glupi wal" to ponownie Garth Ennis, tym razem w towarzystwie Douga Mahnke, ktory polskim czytelnikom moze byc znany z komiksu "Lobo vs The Mask". Doug ma bardzo fajna kreske i wlasny styl. Niestety nie ratuje to w zaden sposob historii, w ktorej Ennis za pomoca swojego Hitmana postanowil upokorzyc Lobo. Po pierwsze, w komiksach z Wazniakiem to nie do pomyslenia, zeby to nie on rozdawal karty. Po drugie, humor znowu jest taki sobie, a najzabawniejsza rzecza w komiksie jest fakt, ze Lobo od poczatku do prawie samego konca biega na oslep z przestrzelonymi oczami. Po trzecie, na potrzeby tejze opowiesci zaangazowano grupe fajtlapowatych superbohaterow, ktorzy pomagaja Hitmanowi rozprawic sie z rozezlonym Lobo. Szczerze nienawidze uposledzonych superbohaterow w komiksach, ktorych esencja NIE JEST parodia motywu superbohaterskiego. I tak oto, Garth Ennis, ktory przeciez jest dobrym scenarzysta, dwukrotnie pograzyl Lobo. Z tym, ze w przypadku 'Unbound' wyszlo mu to o wiele lepiej.


Na fotce z "Battle Chasers" goscinnie pojawil sie integral "Osiedle swoboda", choc w zestawieniu tak odmiennych jakosciowo pozycji, to wlasnie "Battle Chasers" powinno robic za support. "Osiedle" jest komiksem z wyzszej polki, ktoremu chcialbym zadedykowac oddzielny wpis, co z checia uczynie, jesli tylko znajde odpowiednia motywacje. Tymczasem porozmawiajmy o tym albumie po prawej. Sama okladka, a przede wszystkim oblednie kolorowy srodek sklaniaja ku podejrzeniom, ze mamy do czynienia z opowiescia dla najmlodszych. Nic bardziej mylnego, jako ze na kadrach komiksu roi sie od przemocy, zabijania i ponetnych kobiecych ksztaltow. Historie rozpoczyna scena pogoni dziewczynki imieniem Gully przez wilkolakopodobne demony. Gully stara sie uchronic tajemnicze pudelko, w ktorym spoczywa jeszcze bardziej tajemniczy artefakt, dajacy wlascicielowi potezna moc. Nieoczekiwanie pojawia sie trzeci gracz - bojowy golem o golebim sercu, ktory, jak latwo sie domyslic, ma uczulenie na siersc. Tak zaczyna sie przygoda, ktora w dalszych rozdzialach przeobraza sie w intryge na skale krolestwa. "Battle Chasers" to alternatywne fantasy, pelne motywow charakterystycznych dla dziel japonskich. Obok magii i miecza wystepuja tu maszyny, tj. rzeczony golem Calibretto, a linie fabularne scisle powiazano z tozsamoscia bohaterow.

Styl rysunku bardzo przypomina mange w wydaniu super-deformed, przy czym Joe Madureira mocno podkreslil kontury postaci i prawdopodobnie porozumial sie z inkerem, by nie ten nie zalowal tuszu. W kazdym razie, w oczach laika komiks spokojnie moglby uchodzic za "chinskie bajki porno", ktore to okreslenie mangi moj znajomy poznal, podsluchujac rozmowe dwoch rownie troskliwych co slabo wyedukowanych tatusiow. Wracajac do tematu, zbiorcza edycje "Battle Chasers" warto posiasc. Historia jest ciekawa, obfita w wydarzenia i zakrecona. Warstwa graficzna natomiast stanowi uczte dla oczu. Rysunki "Mad'a" nie maja prawa sie nie podobac, zwlaszcza tak fantastycznie pokolorowane. Barwienia Photoshopem nienawidze, ale w tym przypadku chyle czola, bo nie sposob oderwac wzorku. A z jakiego powodu komiksu nie polecam? Decydujac sie na zakup, nalezy miec swiadomosc, ze jest to niedokonczona historia, ktorej brakuje jednego tomu. Nie mam pojecia, jak mozna porzucic taka serie. I jak bezczelnym trzeba byc, wypuszczajac cos takiego w Polsce. Lepszy rydz niz nic, ale jakiz pozostaje niedosyt...

cdn.

Dzis, tzn. 30 wrzesnia 2010 r. oplynela swiat wazna informacja. W Korei Polnocnej oficjalnie ogloszono i pokazano nastepce panujacego Kim Jong Ila. Padlo na jego syna Jong Una. Pomyslalem sobie, iz byc moze ten biedny, represjonowany kraj w koncu doczeka sie przelomu. W odroznienia od ojca, synowie Jong Ila zaliczyli epizod europejski, zwiazany ze studiami w Szwajcarii. W komiksie "Pyongyang: A journey in North Korea" wyczytalem z kolei, ze jeden z nich zostal jakis czas temu przylapany na japonskim lotnisku. Japonczycy to jedna ze znienawidzonych przez Koree Polnocna nacji. Oczywiscie wg oficjalnego stanowiska rzadzacej tam partii. Wracajac do tematu, syn Jong Ila wpadl za poslugiwanie sie podrobionym paszportem. Powod - chcial po cichu zwiedzic tokijski Disneyland. Sadzilem, ze ta sama osoba przejmie wladze nad krajem. To byloby mocne. Czlowiek o "kapitalistycznych" zapedach na najwyzszym stolku socjalistycznego kraju z tradycja ciezkiego rezimu. Niestety, Kim Jong Nan za incydent z Disneylandem stracil wszelkie powazanie. Trzeba bylo wybierac sposrod potomstwa bez skazy. Padlo na Jong Una. Tak wiec perspektywa przelomu w Korei Polnocnej wciaz stoi pod znakiem zapytania. Szczerze mowiac, nie zanosi sie na nic dobrego. Juz partia tego dopilnuje.


Skad w ogole taki temat na blogu poswieconym bezmyslnym rozrywkom, takim jak granie czy czytanie komiksow? Po prostu, KRLD lezy w kregu moich zainteresowan. Kiedys na grupach dyskusyjnych natrafilem na bardzo ciekawy temat poswiecony podrozy do tego kraju. Facet pojechal tam z zona w celach czysto turystycznych. Zrobil sporo zdjec, ktore udostepnil. Czesc skomentowal, sporo dopowiedzial. Ten watek to najbogatsze zrodlo informacji o KRLD, na jakie kiedykolwiek natrafilem w polskiej sieci. Gydby poszperac, na pewno znalazloby sie cos jeszcze, lecz jeszcze piec lat temu, ze swieca mozna bylo szukac czegokolwiek poza oszczedna nota w Wikipedii. Linkuje do rzeczonego -> watku. Z uwagi na ogromna wartosc, zostal przeze mnie zarchiwizowany [trzymam na dysku]. Kto wie, czy za jakis czas nie zaginie w odmetach internetu. Jesli kogos zaciekawi Korea Polnocna, polecam tez polski dokument "Defilada", w ktorym nie pada ani slowo komentarza ze strony realizatorow. W odniesieniu do absurdow, ktore w nim obejrzycie, wszelkie slowa sa po prostu zbedne. Warto rowniez siegnac po ww. komiks Guy'a Delisle, u nas wydany pt. "Phenian". Wspomniane watek z grupy, film oraz komiks to naprawde porzadna, erudycyjna pigula.

Avatar zaliczony. Sczesliwie, w ostatni dzien projekcji wersji rozszerzonej. Padlo na seans trojwymiarowy. Nie doznalem szoku, jako ze z 3D w kinie mialem juz stycznosc pare ladnych lat temu, gdy w Polsce pojawil sie IMAX. Jednak po raz pierwszy ogladalem film fabularny wyswietlany w tej technice. Kto by sie spodziewal, ze takie cuda beda grali w moim, lekko zacofanym miescie. A z drugiej strony - kto by sie spodziewal, ze kiedykolwiek powstanie tu multipleks? Siedlce gora. Mamy tu "restauracje" McDonald's, kino z prawdziwego zdarzenia i przez chwile mielismy Avatara. Toc to science fiction.


O samym filmie powiem krotko. "Nowe" Kino Nowej Przygody ma sie dobrze. Avatar czerpie troche z Jurassic Park, troche z The Lion King, troche ze Star Wars i odrobine z Braveheart. Kosmiczna basn skapana w morzu efektow specjalnych, ktorej kazda sekunda nokautuje wizualnie. Poza tym, film wrecz stworzony do ogladania w kinie z porzadnym naglosnieniem. Nie sa zbyt powazni krzykacze, okreslajacy Avatara mianem gniota. Majac na celu zarobienie jak najwiekszej ilosci szmalu, w tej konwencji ciezko byloby nakrecic cos lepszego. Gdybym rozpisywal scenariusz "pod siebie" zmienilbym jakies 250 rzeczy, decydujac sie na powazniejszy ton calej historii. Zdaniem - wolalbym cos rownie entuzjastycznego jak Aliens i niekoniecznie z happy endem. Rzadko jestem az tak obiektywny, ale w tym przypadku musze. Avatar to rzecz, ktora zbyt dobrze sie oglada, by potem na sile szukac dziury w calym. Na koniec chcialbym podzielic sie mysla, ktora nasunela mi sie po seansie. Bylem zdania, ze granica technologiczna pomiedzy grami video a filmami wyraznie zaciera sie. Po Avatarze nie jest juz to takie oczywiste.

Doslownie pare dni temu odbyla sie premiera Halo: Reach, bedacej podobno ostatnia odslona cyklu. Skoro sprawa zamknieta, byc moze Microsoft zainteresuje sie wydaniem zbiorczym ostatnich trzech czesci. Jest to bardziej niz prawdopodobne. Po pierwsze - w dalszym ciagu jest spora grupa osob, ktore w Halo nie graly, a po drugie - taka inicjatywa zdala juz raz egzamin za czasow starego Xbox'a [Halo Triple Pack]. Nalezy miec na uwadze, iz wtedy, seria nie miala az tylu fanow, co teraz. Zatem - pakowac mi 'nowa trylogie' w box i wypuszczac, pazery. Dam zarobic.


Majac wielka nadzeieje, ze na kolejny 'triple pack' nie bede czekac dluzej niz pol roku, postanowilem odswiezyc sobie temat. Wytoczylem ww. Halo Triple Pack i w wolnych chwilach pomalu ogrywalem Jedynke i Dwojke. Ponownie udalo sie zagrac w tytuly z Xbox'a na X360, dzieki kompatybilnosci wstecznej, ktora po raz kolejny okazala sie mocno niedoskonala. O ile Combat Evolded pracuje bezblednie, to w przypadku Halo 2 zbyt czesto wyswietla sie zglitchowany obraz. Nie mam pojecia, dlaczego Microsoft dopuscil, by tak flagowy tytul demaskowal wstydliwa prawde o podejsciu producenta sprzetu do kwestii kompatybilnosci...


Jesli juz znalazlem chiwle na to, by pogadac o Halo, pozwole sobie wtracic trzy grosze na temat tzw. hype'u, z ktorego zaslynely seria, jak i, w odniesieniu do gier video, sam termin. Jak dla mnie sprawa jest prosta. Sam hype zostal w tym przypadku przehype'owany. Combat Evolved, czyli Jedynka, byl w swoim czasie naprawde porzadna, a w kilku aspektach [np. co-op] rewelacyjna pozycja. Halo 2 natomiast, plynace na fali jeszcze wiekszego hype'u, jest od poprzednika jakies 10x [dziesiec razy!!!] lepsze. I to pod kazdym mozliwym wzgledem. Jedyny problem Dwojki jest taki, ze w tym samym roku wyszedl Half-Life 2, deklasujacy wszystko o generacje, a moze nawet i dwie.


I gdzie tu miejsce na problem hype'u? W dupie. Amerykanie, nie mogac pogodzic sie z tym, iz rodzimy produkt nie spelnil wygorowanych oczekiwan, stadnie wybeczeli teorie hype'u. Zawsze jest to sposob, by zwrocic uwage. I na siebie i na produkt. Jasne, ze sterowanie pojazdami w Halo bylo beznadziejne np. w porownaniu do zupelnie zapomnianego C&C Renegade z peceta, a Dwojka szybszy gameplay okupila rozmaitymi cieciami [glownie w teksturach], lecz trzeba byc wielkim ignorantem, by nie przyznac tym grom, naleznego im miejsca na poletku konsolowych FPS'ow. Bardzo wysokiego, nawiasem mowiac.






design&photo by [Aloeswood Shrine / 紅蓮 椿] ■ powerd by [忍者BLOG]
忍者ブログ [PR]
Kalendarz
04 2024/05 06
S M T W T F S
1 2 3 4
5 6 7 8 9 10 11
12 13 14 15 16 17 18
19 20 21 22 23 24 25
26 27 28 29 30 31

Linki

Nekrolog

Komentarze
[06/27 Mloda]
[03/14 BZY]
[03/14 w_m]
[11/24 BZY]
[11/24 Morden]
Trackback
Profile
性別:
非公開
QR
Słaba wyszukiwarka
Rzucono shurikenów
Analiza