忍者ブログ

×

[PR]上記の広告は3ヶ月以上新規記事投稿のないブログに表示されています。新しい記事を書く事で広告が消えます。


W tym miesiacu kolejny tytul GRY ZYCIA wedruje do:


Jest to pierwszy raz, kiedy tak ogromne wrazenie robi na mnie gra, ktora w moim przekonaniu stanowi najslabsze ogniwo serii, a dodatkowo, niemal w kazdym mozliwym aspekcie trzyma bardzo nierowny poziom.


Najwieksza wada RE5 jest fakt, iz zgodnie z oczekiwaniami okazal sie slabszy niz Resident Evil 4. To "zaledwie" czworka w cudownej oprawie i kilkoma nowymi pomyslami, czesto niezbyt dobrymi. O Resident Evil 4 smialo mozna powiedziec, czy sie go lubi, czy tez nie, iz jest jedna z 10 najwazniejszych pozycji wszechczasow, zatem czesc piata nie ma sie czego wstydzic. Jesli chodzi o nowa, zrecznosciowa linie Residentow, nie bedzie juz edycji lepszej niz protoplasta. Nigdy. Bedzie wystarczajaco dobrze, jesli seria utrzyma poziom, jakim epatuje RE5.


Przed CAPCOM stoi ciezkie zadanie, zwlaszcza w segmencie pracy nad scenariuszem kolejnych odslon. Po przejsciu RE5 widac jak na dloni, iz definitywnie zakonczyl sie bardzo dlugi rozdzial. Co prawda tworcy zostawili otwarta furtke na bezbolesne przedluzenie linii fabularnej, ale nikt nie zechce grac w kolejne epizody ze zdziwaczala historia, ktora juz w RE5 momentami przekraczala granice dobrego smaku. Bardzo ciekawi mnie, jaka sciezka podazy CAPCOM.


Osobiscie, opowiesc zapoczatkowana w 1996 roku, uwazam za zakonczona. Finalnym rozdzialem jest RE5, a ostatnia kropka jesgo zakonczenie, pomimo ze w historii pojawilo sie cos zupelnie nowego. Resident Evil jest dla CAPCOM koplania diamentow i ide o zaklad, iz firma pojdzie w slady ludzi odpowiedzialnych za kolejne filmy z cyklu "Planeta Malp". Otrzymamy tytuly niedorzecznie wtorne merytorycznie, ale tworcy zarobia swoje, bo ktoz nie skusi sie na uznany i sprawdzony produkt. Jesli sprawdza sie moje przypuszczenia, a sprawdza sie na pewno, juz dzis mozna smialo postawic na serii krzyzyk.


RE, jak kazdy dobry odcinkowiec, w nagrode za zarobione miliony i zdobyte uznanie, powinien dostac szanse odejscia na emeryture. Oczywiscie nic nie stoi na przeszkodzie, by CAPCOM starym sposobem produkowalo pieniadze, tworzac kolejne spin-off'y, ktore na pewno nie zaszkodza glownej linii gier z serii. Zapowiedziano juz nastepce Umbrella Chronicles, do zrobienia pozostaly tez co najmniej dwa remake'i, czesci drugiej i trzeciej. I kto wie, moze nawet Code: Veronica sie zalapie.


Poniewaz CAPCOM z pewnoscia nie zechce robic pieniedzy tylko i wylacznie na spin-off'ach i jest raczej pewne, ze predzej czy pozniej pojawi sie RE z numerem "6", pragne smierci serii, abym przez reszte zycia mogl ja dobrze wspominac. Niestety, finansistow wielkich korporacji nie obchodza niczyje mrzonki. CAPCOM, juz teraz nienawidze was i waszej "Planety Malp".


Jestem typem czlowieka, ktory zamiast cieszyc sie tym co jest, martwi sie, ile zostanie na pozniej. Stad czarnowidztwo w odniesieniu do najblizszej przyszlosci uniwersum RE. Nie sadze jednak, ze jest bezpodstawne; wystarczy spojrzec, co stalo sie z pozornie niesmiertelnymi sagami, tj. Silent Hill czy Final Fantasy. Na nowego Finala XIII czego garstka zapalencow [do ktorej nie naleze, bowiem smiertelnie obrazilem sie na serie]. Jeszcze przed dziesiecioma laty, na FF8 czekal caly swiat.


Na temat Resident Evil od lat mam niezmiennie dobra opinie, wiec tym bardziej martwi mnie, co przyniesie przyszlosc. Piatka okazala sie na tyle dobre, iz swiadomie i trzezwo wolalbym zamknac serie na klucz, niz dopuscic do tego, by powstaly kolejne czesci, kontynuujaca liczne watki pozostawione bez zakonczenia.

A ja dalej swoje. Ok. STOP!


Wiecie, drodzy czytelnicy [pozdrawiam siebie oraz dobrego czlowieka z krainy zamieszkalej przez krasnale Parlino i jeszcze raz siebie], dlaczego tak wysoko cenie sobie Resident Evil 5 - gre, ktora jest bardziej niedoskonala od kazdego z prequeli? Odpowiadam: rozgrywka wciagnela mnie tak, jak przed laty, gdy granie bylo beztroskie i oznaczalo calkowita utrate kontaktu ze swiatem zewnetrznym. Gdy do sesji z tytulem XYZ siadalo sie na dlugie godziny i nic, absolutnie nic nie bylo w stanie wybudzic czlowieka z amoku. Resident Evil 5 to nie tylko pozycja godna swojej epoki i bycia kolejnym epizodem wielkiej serii. To rowniez zakleta na krazku z gra namiastka starych, dobrych czasow.


W RE5 klimat znany chocby z Raccoon City i przyleglosci nie tyle jest nieodczuwalny. Po prostu go nie ma. Atmosfera towarzyszaca rozgrywce to mieszanka klimatow z Gears of War [mala wojna], Tomb Raider [eksploracja rozleglych obszarow zniewalajacych rozmachem], Army of Two [koniecznosc wspolpracy z partnerem; grajac samolubnie, gry ukonczyc sie nie da]. Jakies koneksje z RE takim, jakiego znamy i kochamy? BRAK!


Niemal calkowity brak elementow gry przygodowej, a wiec zbierania, laczenia i uzywania przedmiotow. W grze jest tylko jedna sytuacja, gdzie mozemy, ale nie musimy uzywac rozumu. Rzecz tyczy sie przestawiania luster [...] - osoby toporne intelektualnie poradza sobie wykorzystujac metoda prob i bledow.


Rozgrywka w 100% zrecznosciowa, przy czym dziwie sie, ze nie zmodyfikowano sterowania i wciaz nie mozna biec, jednoczesnie strzelajac. Mozna zas, jak to mialo miejsce w RE4, bic piesciami, kopac i deptac. Zarowno Chris jak i Sheva dostali kilka ciekawych zagran, takich jak kopanie albo rozdeptywanie lezacego.


Na potrzeby nowego, dynamicznego gameplay'u, zmodyfikowano rowniez okno ekwipunku, ktore co prawda jest teraz bardzo praktyczne i wygodne [otwarcie inventory nie zatrzymuje akcji; wszystko odbywa sie "w locie"], ale calkowicie wyposzczone i nieciekawe wizualnie. Koniec z ogladaniem przedmiotow z bliska. Koniec z czytaniem opisow. Koniec ze zbieraniem dokumentow.


W RE5 nie ma tez poczucia strachu, czy zagrozenia, poniewaz wszystko dzieje sie szybko, a osiaganie kolejnych celow przychodzi z latwoscia. Mala uwaga odnosnie poziomu trudnosci - RE5 na Normal jest bardzo prosty i naprawde ciezko zginac albo sie zaciac badz zgubic. Z drugiej strony, kilka razy zdarzylo sie, ze w jednym miejscu ginalem kilkanascie razy. Jak juz wspomnialem, RE5 jest gra nierowna.


Jesli chodzi o udzwiekowienie, stylistyka muzyczna zostala utrzymana w klimacie znanym z RE4. Wyraznie brakuje nastrojowych melodii. Muzyka sluzy jedynie do budowania napiecia. Gdy nic sie nie dzieje, cisza gra. Najlepszym utworem w grze jest piosenka, ktorej fragment slychyac w intro, a calosc dopiero w napisach koncowych.

Gorzej niz w RE4, ale nie do konca. Przede wszystkim, RE5 fabularnie jest czyms wiecej niz tylko delikatnym nawiazaniem do historii sprzed lat. Powraca kilku dawnych znajomych, w tym jedna postac, za ktora naprawde sie stesknilem.

Z uwagi na to, iz bezustannie pojawiaja sie retrospekcje, z gra zintegrowano obszerna historie Resident Evil. Poza tym, poczytac mozemy o kazdej wazniejszej postaci i organizacji. Dokumenty licza zazwyczaj nie mniej niz 20 stron.

Secrety i bonusy. RE4 mial ich sporo. W RE5 ma ich jeszcze wiecej. Jest tryb Mercenaries. Po ukonczeniu gry pojawia sie tez mozliwosc gry Sheva. Sa dodatkowe kostiumy, figurki do kupienia, mozliwosc ustawienia roznych filtrow obrazu [m.in. czarno-bialy Classic Horror i znienawidzona przeze mnie sepia] i inne. Jest co zdobywac, jest o co grac.

Nie spodziewalem sie, ze Resident Evil 5 bedzie az tak znakomity, zwlaszcza po tym, co pokazal RE4. Poprzeczka ustawiona byla bardzo wysoko. Nie udalo sie jej przeskoczyc, ale jest naprawde dobrze. Po ukonczeniu gry nie myslalem o tym, co bedzie w czesci nastepnej. Myslalem o tym, ze chce zagrac jeszcze raz. Podtrzymuje swoja opinie. Gra znakomita, Resident Evil slaby. A wizualnie, chyba najladniejszy tytul na rynku, przy czym calosc smiga ultraplynnie przez 99.5% czasu trwania gry. Spowolnienia zdarzyly sie [A] w scenie gdy strzelamy do Majini na motocyklach [B] kilkukrotnie przy bataliach z najwiekszymi bossami.


Werdykt: trzeba miec, trzeba grac. Przy Resident Evil 5 mozna zapomniec o swiecie.
PR

Resident Evil 5 zgarnalem w dniu europejskiej premiery, czyli 13 marca 2009 roku. W piatek o godzinie 13:12. Kosztowala mnie dwie banki i paznokcie obgryzione az po nadgarstki.


Sklep, w ktorym robilem zakupy, jest jednym z wiekszych punktow sprzedazy gier w Warszawie. Szczerze mowiac, spodziewalem sie launchu z prawdziwego zdarzenia. Z reklamami, bannerami i kolejka oczekujacych na sygnal START. Niestety nie odbyl sie zaden happening. Nie zauwazylem tez chocby polowy pryszczatego nastolatka. Bylem jedyna osoba, ktora kupila gre zaraz po tym, jak kopie znalazly sie na polce. Ide o zaklad, ze dla odmiany polska premiera Resident Evil 5 w sieci torrent zrzeszyla setki "fanow".


Wydanie paskudne, podstawowe. Rewers okladki charakterystyczny dla edycji srodkowoeuropejskich. Jak zwykle smiesza hasla w kilku jezykach i fachowa, oczojebna czcionka. STRACH, NA KTERY NEZAPOMENETE. Nie ma jak slogan, ktory kompletnie nie pasuje do charakteru gry. Resident Evil 5 straszny nie jest.


Dolaczona ksiazeczka to, rzecz jasna, nic nadzwyczajnego. Raczej nieciekawy manual, plus krotka historia fabuly serii [w grze mamy to samo, jeno wiecej i bardziej szczegolowo]. Calosc w monochromie. Na ostatnich stronach reklamy, m.in. Bionic Commando. Na przedostatniej RE Degeneration. Nudy.


Ok. Skupmy sie na meritum. Zanim zaczela sie zabawa, gra ZAZADALA przeprowadzenia aktualizacji. Na szczescie nie bylo koniecznosci uruchamiania uslugi Xbox LIVE. Brakujace ogniwo wgarlo sie z plyty. Niespodzianki tego typu jeszcze bardziej utwierdzaja mnie w przekonaniu, ze dzisiejsze stacjonarne konsole w niczym nie roznia sie od PC. Jeszcze troche i przed uruchomieniem nowej gry bedziemy proszeni o zainstalowanie biezacej wersji DirectX.


Pierwszym chwilom organoleptycznego obcowania z gra towarzyszylo bardzo pozytywne wrazenie. Resident Evil 5 to tytul zachwycajacy wizualnie. Wszystko co widzielismy na screenach i trailerach wypuszczanych przez CAPCOM to 100% prawdy i ani grama falszu.

Gameplay to czysty wyciag z czworki wzbogacony o kilka nowych zagran. Do tego dochodzi ciagla obecnosc partnerki, ktora w przeciwienstwie do Ashley z RE4, jest czyms znacznie wiecej niz kula u nogi. Powiem wprost. Pomimo ze Resident Evil 5 bazuje na poprzedniku, tak naprawde bardziej przypomina Gears of War z lekka domieszka Army of Two. Stonowane kolorystycznie lokacje, kontrast drazniacy oczy, nienaturalnie muskularny Redfield, chowanie sie za oslonami, brutalnosc, akcja, akcja i jeszcze raz akcja, jakiej w serii RE jeszcze nie bylo. Zagadek charakterystycznych dla starszych RE - brak.


Co mnie drazni. Walki i strzelania jest tak duzo, ze ciezko oprzec sie wrazeniu wszechobecnego chaosu, ktory przeszkadza w planowaniu rozgrywki. Krok wstecz w stosunku do RE4. Druga sprawa. Co prawda, jak juz wspomnialem i - co podtrzymuje - gra jest przepiekna, ale po przebrnieciu pierwszego rozdzialu okazuje sie, iz otrzymalismy kalke najnudniejszych lokacji z RE4, jaskin i tuneli. Jestem w polowie gry [albo i dalej] i zwiedzam wlasnie ruiny podziemnego miasta, ktorego nie ma na zadnej mapie. Dokladnie to samo mielismy w czesci poprzedniej. Do konca jeszcze troche zostalo. Wierze, ze nadejdzie moment, w ktorym bede mogl popatrzec na cos, czego jeszcze wczesniej nie bylo. Po trzecie - gram kilka godzin i mam za soba ponad polowe gry. Jesli tendencja sie utrzyma, wyjdzie na jaw, ze Resident Evil 5 to gra nieprzyzwoicie krotka.

Jak jest z RE5? Jest dobrze, ale mogloby byc duzo lepiej. Kazda jedna zmiana jaka wprowadzono wzgledem RE4, to maly minus. RE5 przekombinowano i niepotrzebnie upodobniono gatunkowo do sieczek takich jak Gears of War. Charakter serii zmienil sie nie do poznania. Moim zdaniem na gorsze.

Mimo wszystko, uroczyscie oswiadczam, ze gra wciaga jak bagno i ciezko sie od niej oderwac. Tak naprawde, jestem piatym Residentem zachwycony i caly czas pragne wiecej. Mam jedynie zal do tworcow, gdyz ukierunkowali serie na nowy grunt, gdzie szaleja megaprodukcje konkurencji i z biegiem czasu coraz trudniej bedzie sie wyroznic grom spod znaku RE. Chyba, ze ktos madry uderzy piescia w stol i zarzadzi powrot do korzeni.

Tyle przemyslen na dzis. Nastepny epizod z dopiskiem "po".

Tak. Wciaz trwa moja odyseja z Resident Evil. Seria, ktora nigdy nie przestane sie zachwycac, chyba, ze wydarzy sie katastrofa i kolejne czesci, liczac od piatki wlacznie, pojda w zlym kierunku. Na szczescie na nic takiego sie nie zanosi, chociaz...

Nikt nie jest w stanie wyobrazic sobie Metal Gear Solid bez Kojimy, Quake'a czy Doom'a bez Carmacka albo kolejnej odslony Final Fantasy bez Nomury i, jak to celnie okresla moj znajomy, jego transwestytow. Ludzie, ktorzy bezposrednio decydowali o tym, w jaki sposob maja rozwijac sie wielkie serie. Dla Resident Evil taka osoba byl Shinji Mikami.

Zbierzmy do kupy najwieksze komercyjne sukcesy Capcom z ostatnich kilkunastu lat. Resident Evil, Dino Crsis, Devil May Cry oraz pojedyncze Killer 7, Viewtiful Joe i inne. Przejscie dowolnej ze wspomnianych gier gwarantuje ujrzenie nazwiska Mikamiego w lozy VIP napisow koncowych. Dzieki temu facetowi Capcom zarobil miliony, a seriale typu DMC czy RE z odcinka na odcinek stawaly sie coraz lepsze.

Mikami zmienil garaz i niedlugo bedzie mozna przekonac sie, czy jego nazwisko nie jest przereklamowane. Zapowiedziane Bayonetta i Mad World wygladaja na tytuly z wyzszej polki. Zwlaszcza ten drugi.

Pierwszy Resident Evil bez pomyslodawcy i glownego "mozgu" serii, a wiec czesc piata, ktora ma wyjsc lada moment, wywoluje we mnie pewne obawy. Oficjalne materialy w postaci screenshotow i trailerow kaza patrzec na gre przychylnie, jednak moze byc roznie. Capcom ujawnil jedynie ulamek gameplayu, gdzie pokazano akcje i akcje oraz akcje. Boje sie, ze RE stanie sie jak Gears of War albo Army of Two.

Kazda seria z czasem musi sie zmieniac, bo nikt nie zechce grac na okraglo w to samo. Trzymam kciuki za Capcom, by w marszu ku zmianom na lepsze nie wyzioneli residentowego ducha.

Tyle na temat naduzywania patosu w niewinnym tekscie o grach.


Ukonczony pare dni temu Resident Evil 3: Nemesis w wersji GameCube przypomnial mi, jak milym aspektem survival horroru jest przeciwnik, ktory przez cala gre nie spuszcza nas z oczu. Co prawda podobny motyw mielismy juz odslone wstecz w scenariuszu Leona, ale dopiero w RE3 wpompowano nastroj prawdziwego, stresogennego zaszczucia. Nemesis to fajny kolezka. Szkoda, ze mniej wiecej od polowy gry, za kazdym razem gdy dostal lanie od mojej Jill, tracil sporo temperamentu. Z kolei w RE2 tajemniczy, tyrantopodobny przesladowca Leona dopiero pod koniec pokazal na co go stac. W finale dwojki mielismy prawdziwego demona [w zaleznosci od scenariusza itd., ale nie bede juz rozmieniac watku na drobne]. W trojce byla to przerosnieta kijanka. O wiele lepiej niz ostatnia mutacja Nemesisa prezentowal sie wyrzucony na smietnik martwy Tyrant. Szkoda, ze to tylko statysta.


Kocham RE3 i przez pewien czas byla to moja ulubiona czesc, ktora konczylem wielokrotnie roznymi sposobami. Ostatnim razem nie poszlo najlepiej. Narobilem bardzo duzo save'ow, przejscie gry zajelo mi "az" 6 godzin, a w dodatku otrzymalem najnizsza range z mozliwych. F jak FAJTLAPA. Niemniej, musze sie pochwalic, ze grajac na hardzie tylko raz ucieklem przed Nemesisem, jako ze na poczatku gry ciezko jest z amunicja, a nigdy nie bylem dobrym nozownikiem. Kazde kolejne spotkanie, to kanonada Jill i popiskiwanie potwora.


Po RE3 przyszla pora na Resident Evil Code: Veronica, ktora mam od dawna, ale nigdy nie mialem okazji skonczyc, poniewaz moje Dreamcast'y cierpialy na typowa dla nich przypadlosc, polegajaca na samoistnym resetowaniu sie. Poradzilem sobie z usterkami i juz jest dobrze. Veronica nie schodzi z tacy.


Wspanialy Resident, poczynajac od dynamicznego openingu, na ktorym wyraznie widac, ze Claire Redfield jest [obok agentki Brea z Parasite Eve] najladniejsza kobieca postacia gier video. Jesli chodzi o design Claire, bardzo spodobaly mi sie zlepione od potu kosmyki wlosow. Szkoda, ze pokazuja to tylko wstawki CG. Silnik gry pozwolil jedynie na animowanie "kitki" wlosow, ktora kolysze sie podczas biegania.


Pierwszy Resident w pelnym 3D [nie liczac pokracznego pedu w postaci Gun Survivor] i od razu zachwycajacy wizualnie. Kolorsytycznie troszke inny niz czesci poprzednie. Zamglony i mniej kolorowy. Nalezalo czyms przygasic nadmiar terenu do przeliczenia, z ktorym Dreamcast i tak by sobie poradzil. Dowod? Shenmue.


Szkoda, ze Veronica od razu nie pojawil sie w wersji Complete i bede musial zakupic gre ponownie dla pelniejszego i poprawionego wydania. Oczywiscie w wersji na GameCube. Dla ponownego spotkania z lekko oblakanym rodzenstwem Shepard uczynie to z przyjemnoscia. Zwlaszcza, ze RE C:V jest chyba najbardziej przerazajacym i groteskowym Residentem z calej serii. Kapitalna gra. Wspaniale, ze wydanie premierowe pojawilo sie wlasnie na Dreamcasta - konsoli, ktorej posiadanie daje prawdziwa satysfakcje. Sprzet ma dusze albo i dwie.

Tym milym akcentem koncze przynudzanie i oddelegowuje sie przed telewizor.

Sa konsole, ktore kupuje sie dla jednego, konkretnego tytulu. NESa brano masowo dla Super Mario Bros, PlayStation dla Tekken 3. Mojego zupelnie nowego Xbox 360 nabylem dla Bioshock. Doslownie. Limitowana edycje gry, zamknieta w metalowym pudelku, zgarnalem na dlugo, zanim stalem sie szczesliwym posiadaczem X'a. O Bioshock za chwile, tymczasem zerknijmy do kotlowni.


Konsole w jedynej slusznej wersji ELITE kupilem w Sklepie Internetowym PSX Extreme. W dniu zakupu mieli najatrakcyjniejsza oferte cenowa w kraju. Realizacja zamowienia troche trwala. Troche, a konkretniej blisko cztery tygodnie, podczas ktorych wychodzilem z siebie. Nienawidze sytuacji, gdy musze czekac wieki na cos, co powinno byc u mnie na drugi dzien. Glownodowodzacy sklepem wytlumaczyl mailowo, ze dostawy opoznily sie z uwagi na szalejacy kurs Euro oraz kryzys gospodarczy bla bla bla... Spoko, jak kryzys to kryzys. W obliczu kryzysu kupilem nowe, karamzynowe Nintendo DS Lite, by choc troche poprawic sobie nastroj i uczynic oczekiwanie przyjemnym. Mala dygresja - DS niemal calkowicie odsunal moje mysli od Xboxa. Na szczescie nie na tyle, bym beznamietnie przyjal moment odebrania Xbox'a z rak kuriera.

Mimo opoznienia, bylem bardzo zadowolony z zakupu w kramie PE. Postanowilem to podkreslic, bowiem dla odmiany NIENAWIDZE magazynu, ktory wydaja dokladnie ci sami ludzie, ktorzy zarzadzaja sklepem. Jak na ironie losu przystalo, w paczce z Xboxem znalazlem bonus w postaci grudniowego wydania pisma. Za kare? Za darmo. Jak za darmo, to biore, bo w normalnych warunkach za PSX Extreme nie warto dac zlamanego grosza. A dlaczego, o tym z checia napisze kiedy indziej.


Sama konsola, zgodnie z oczekiwaniami nie zrobila na mnie szczegolnie piorunujacego wrazenia. Nie moge zniesc tego, ze X360 jest tak paskudny... Zwykla, biala edycja ma prawo spodobac sie z uwagi na kolor. Biala konsola - do niedawna widok nieczesty. Gdyby w moim Elite wyprana czern zmienic na smolista, a zaslepke od tacy napedu na dowolny inny kolor, wowczas sprzet prezentowalby sie dobrze. Design Elite pozbawiony jest wyrazu. Chyba kazda inna konsola wyglada lepiej. A nie dosc, ze brzydka, to jeszcze halasliwa. Dreamcast, ktory dotychczas byl moja najglosniejsza maszyna [nie liczac PC] w porownaniu z Xbox 360 popiskuje jak myszka.


Joypad. Wspaniale, ze pozbawiony jest kabla i dziala bezprzewodowo. Przy wylaczonych wibracjach pracuje dosc dlugo, kilkanascie godzin na porzadnych akumulatorach Duracell. Milo, ze nalezy do grona kontrolerow z wyzszej polki, zarowno w kwestii wykonania jak i ergonomii. Pad zrobiony z glowa, choc w dalszym ciagu uwazam, ze krzyzak osadzony na "podescie" to niepotrzebny bajer i prawdopodobnie okaze sie meczacy, gdy zabiore sie za jakas bijatyke, bo na analogu grac nie zamierzam.


W padzie wkurza centralny przycisk, sluzacy m.in. do zdalnego wlaczania i wylaczania konsoli. Jest duzy, brzydki [w Microsoft tradycja zobowiazuje] i swieci na zielono. Swieci tak intensywnie, ze w ciemnym pomieszczeniu razi po oczach, przeszkadzajac w graniu. Moze nastepnym razem Microsoft wpadnie na pomysl, by przycisk uczynic bardziej dyskretnym i uzyc nie tak slabszych diod. Patrzcie na pad Sony. Jedna lampka, mala i czerwona. Nikomu nie przeszkadza. Patrzcie na pad GameCube'a. Brak swiecidelek. Lepiej byc nie moze. Patrzcie na pad do Xbox'a. Gdy zabraknie Gandalfa, oswietli wam droge w Morii.


Wszystkie negatywne odczucia znikaja pod stosem wrazen pozytywnych. Pierwsza sprawa - dashboard, w ktorym mozna sobie ustawic milion rzeczy, zarzadzac zawartoscia HDD i konfigurowac oraz laczyc sie z siecia. Przejrzysty i funkcjonalny dash [a wiec wszystko do wersji 2.0.7357.0] to podstawa. Oczywiscie nie jest do konca milo, gdyz nie wiedziec czemu wystepuja ogromne problemy z data i godzina, ktorych ustawienia po prostu sie nie zapamietuja. Aby wszystko gralo jak nalezy, trzeba polaczyc sie z Xbox Live!.

Na 120 gigabajtowym HDD, a zatem trzy razy [A] wiekszym pojemnosciowo [B] mniejszym fizycznie, od dysku w moim pececie, znalazlem kilkanascie remake'ow klasycznych gier arcade oraz trzy demka. Slabe Cars [notabene trzymajace poziom filmu *miejsce na szyderczy usmiech*], srednie Test Drive Unlimited oraz zachwycajace, lecz nieinteraktywne Viva Piñata. VP podobnie jak Bioshock'a nabylem jeszcze przed zakupem konsoli. Gra czeka na swoja kolej. Wracajac do tematu, liczylem na lepsze dema. Microsoft sie nie postaral. Znajomy, ktory ostatnio kupil X360 Premium dostal dokladnie te same. Podobnie inny znajomy, ktory X'a posiada okolo roku. Chcialem Halo 3, Burnout Paradise i Dead or Alive 4! Na szczescie to, co mi sie trafilo mozna w kazdym momencie usunac, co tez z dzika satysfakcja uczynie gdy tylko HDD zacznie blagac o wolna przestrzen.

Dema demami. Zapomnialem o malym nieporozumieniu z nim zwiazanym, gdy po raz pierwszy uruchomilem dlugo wyczekiwanego Bioshock'a. Gre, dla ktorej wydalem ponad 1.100 PLN na sprzet, i o ktorej juz teraz moge powiedziec, ze okazala sie tytulem dwukrotnie lepszym niz oczekiwalem.


Na poczatku rozgladalem sie za najlepsza edycja, zawierajaca m.in. figurke Big Daddy'ego oraz plyte z muzyka orkiestrowa z gry. Poniewaz wydanie jest juz slabo dostepne, a dostanie nowego graniczy z cudem, uderzylem w polsrodek - edycje w metalowym pudelku, ktora bardzo szybko pokochalem. Przez jakis czas zalowalem, ze nie kupilem wersji z figurka, soundtrackiem i innymi bajerami. Potem wytlumaczylem sobie, ze bez figurki da sie zyc, material The Making Of ostatecznie mozna podejrzec na YouTube, czego nie uczynilem i nie zamierzam, jako ze proceder smierdzi piractwem. Sciezke symfoniczna zas wciaz mozna pobrac calkowicie za darmo ze strony wydawcy - 2kgames. Szkoda, ze nie zdecydowano sie na wydanie soundtracku z licencjonowanymi swingowymi kawalkami. Bralbym bez chwili wahania, chocby ze wzgledu na Beyond The Sea nieboszczyka Sinatry. Piosenke moglismy wczesniej uslyszec w jednym z oficjalnych trailerow. Tak, to tamta.


Glupie tlumaczenia frustrata. Nie mam najlepszej z mozliwych wersji i musze nauczyc sie z tym zyc.

Bioshock najpierw powala na kolana, a nastepnie wdeptuje w ziemie. [Audio]wizualnie do dzis nie ma sobie rownych. Wszystkich krzykaczy pragne poinformowac, ze ich typy, jakie by nie byly, nie sa w stanie konkurowac z Bioshock'iem na polu prezencji. Rzeczony jest po prostu najbardziej kolorowy, ma zabojczy, niepowtarzalny design, a ilosc i zageszczenie efektow potrafia wprawic w zadume nawet tych, ktorzy wytatuowali sobie na czole napis "Shader Model 4.0". Wszystkie nowe tytuly z tzw. fotorealistyczna grafika przy Bioshock'u wypadaja drugoligowo. Fantazja w starciu z rzemioslem. A w Bioshock jedno i drugie zyje ze soba w zgodzie. Zawsze, od perfekcyjnych odtworcow rzeczywistosci bardziej cenilem sobie tych, ktorzy rzeczywistosc tworza od nowa.


Spacerujac po Rapture, gdzie maniakalnie zagladalem w kazdy kat, obawialem sie, iz nadejdzie taki moment, kiedy pomysle, ze wszystko juz widzialem, ze tworcy nie sa w stanie niczym nowym mnie zaskoczyc. Okazalo sie, co rzadko kiedy bywa [ostatnie tego typu doswiadczenie z udzialem gry to moje wojaze z Half-Life 2], ze z lokacji na lokacje gra stawala sie coraz lepsza. Zwiedzilem Medical Pavilon, ktory czesto pokazywano na screenach, zanim BS ukazal sie w sprzedazy, po czym smialo wtargnalem do Neptune's Bounty - lokacji, ktorej nigdy wczesniej nie widzialem. Zbaranialem. 2x wiecej rozmachu, fantazji i wizjonerstwa niz w poprzedniej. I tak do konca gry, wprost proporcjonalnie. Designerzy z Irrational Games dali czadu, nie pierwszy raz zreszta. W zasadzie, gdyby nawet Bio wypuszczono w formie nieinteraktywnej, wiedzac w jakiej jakosci prezentacji sie pakuje, kupilbym bez zastanowienia. Bioshock to wspaniale, estetyczne doswiadczenie i najlepszy dowod na to, ze gry komputerowe maja wiecej wspolnego ze sztuka niz jakakolwiek inna dziedzina scisle poprzez definicje ze sztuka zwiazana.

W grze urzekajacy jest rowniez i/lub przede wszystkim gameplay. Czysta rozrywka przypominajaca te z Half-Life 2. Zero mordegi i polgodzinnego skradania sie do celu, charakterystycznego dla 90% tytulow z akcja osadzona w realiach wojennych. Szybko, krwawo i pieknie. Przeciwnicy zachowujacy sie jak normalni ludzie. Normalni, ale lekko oblakani, jak wszyscy z zyjacych w Rapture. Dobry przeciwnik to martwy przeciwnik. Bardzo podobalo mi sie ograbianie cial w rytm drgawek posmiertnych denatow. Polubilem zbieractwo w grze. Jesli gra na jakims etapie produkcji jest wystarczajaco dobra, nalezy dodac jeszcze troche gadzetow do zebrania, a pewnikiem bedzie jeszcze lepsza. Dobrze, ze tworcy zaczerpneli troche formuly ze swojego poprzedniego hitu. Kiedy lata temu gralem w System Shock 2, bylem zachwycony tym, ze do mojej dyspozycji oddano spory plecak z masa miejsca na miliard przedmiotow. Apteczki, power-up'y, bron, amunicja. Kalka kopii dostala gaze w Bioshock.


Od jakiegos czasu wiadomo, ze bedzie sequel. Wiadomo rowniez, ze nie stanie sie cud i nie powstanie gra lepsza od poprzednika. To w zasadzie niemozliwe. Sequel wszechczasow - Half-Life 2 - potrzebowal pieciu lat, aby ludzie z Valve uczynili go gra lepszej badz [zalezy jak patrzymy na problem] tej samej klasy co jedynka. 2kgames powachali gruby pieniadz, ale nie tak gruby na jaki zasluzyli. Apetyt rosnie w miare jedzenia, wiec rzezbia Sea of Dreams. Boje sie tej gry. Sequeli niektorych tytulow powinno sie po prostu unikac.

Dobra gra to wystarczajacy powod, by nakrecic film. Bioshock do ogladania zostal juz zapowiedziany. Za rezyserie ma wziac sie czlowiek, ktory ostatnio specjalizowal sie w widowiskowych produkcjach z ogromnym budzetem. Moze byc roznie. Pieniadze na film na pewno sie znajda, wiec nie powinno byc problemow z oplaceniem lbow, ktore przynajmniej niczego nie zepsuja. Z drugiej strony, bylbym bardziej spokojny, gdybym wiedzial, ze ekranizacja Bioshock zostanie nakrecona pod dyktando Jean-Pierre Jeunet'a - faceta, ktorego filmy charakteryzuja zdjecia i udzwiekowienie na bardzo wysokim poziomie, jak rowniez nowatorstwo, a wrecz swiezyzna opowiadanych historii [Delicatessen, La Cité Des Enfants Perdus]. W dodatku kazdy film Jeunet'a to spora dawka surrealizmu. Co wiecej, przy okazji Miasta Zaginionych Dzieci pracowal juz z motywem "malych dziewczynek w otoczeniu zlego swiata podlych ludzi". Z motywem, ktory stanowi esencje scenariusza Bioshock. Amen.


Bylo mi bardzo przyjemnie ukonczyc gre, ktora jako zjawisko, mozna zaobserwowac doslownie raz na kilka lat. W kategorii FPS, Bioshock jest moim prywatnym numerem 2 lub 3. W zaleznosci od tego, czy Half-Life liczymy razem czy osobno. Pragne dwojki, ale juz teraz jest mi przykro, ze jako dzielo sztuki nie bedzie w stanie jakosciowo zblizyc sie do prequela.

W koncu stalem sie szczesliwym posiadaczem Xbox'a 360. Zanim jednak zes... umarlem z radosci, odbylem ciezka przeprawe zwiazana z niekonczacym sie oczekiwaniem na paczke oraz liczeniem dni pozostalych do konca miesiaca.

Jak przystalo na rozsadnego czlowieka, wyplate rozszczepilem juz na poczatku listopada, robiac sobie przy okazji dlug u znajomego. Nienawidze pieniedzy, ale lubie to, co mozna za nie kupic. Dlatego, w przeciwienstwie do innych, zyje nie od wyplaty do wyplaty, a od zakupow do zakupow.

Tak, Xbox juz JEST [A] u mnie [B] eksploatowany. Jak na razie mam bardzo dobre zdanie o sprzecie, ale dam sobie szanse na znalezienie odpowiednich powodow do narzekania i wstrzymam sie jeszcze troche z wpisem. Na wpis przyjdzie pora, gdy skonczymy z X'em jeszcze kawalek rewelacyjnego[!!!] Bioshock.

Gdy tylko okazalo sie, ze na zakupionego w sieci Xbox'a trzeba bedzie czekac wieki, ogarnal mnie niepokoj. Mialem juz ulozony harmonogram dla siebie i dla konsoli, wyliczone dni, godziny, minuty. Mialem wizje, w ktorych wspolnie z X'em i telewizorem tworzymy swego rodzaju enklawe, malenki raj posrodku niczego. Czar prysl, zanim jeszcze zorientowalem sie, ze do konca miesiaca bede zyl nedznie, odzywiajac sie ziemia, torfem i ziemia z torfem. "I co teraz? Co zrobic z... zyciem???" - zastanawialem sie. Zartuje. Nie bylo az tak dramatycznie. Ale mimo wszystko, cos nalezalo zrobic.

Wiedziony impulsem, nabylem porzadny zestaw z pieknym, karmazynowym Nintendo DS'em, ktorego zakup planowalem na 1-2 kwartal nastepnego roku. Naturalnie okazalo sie, ze w obliczu sytuacji kryzysowych planowanie nie ma najmniejszego sensu. Chyba, ze celem jest zazegnanie kryzysu.

Krotki tekst nt Dual Screen'a zamierzam umiescic kiedy indziej, poniewaz ten sprzet zasluguje na odrebny watek, nie zas worek mysli z napisem "co sie dzieje, gdy nic sie nie dzieje". Wstepnie powiem tylko, ze jestem sprzetem oczarowany, a sama konsola malo co nie obdarla mnie z uczucia pelnego euforycznych uniesien oczekiwania na Xbox'a. Nintendo to firma, ktora wiecznie ma patent na poprawe humoru u najwiekszych ponurakow. Ponurakow takich jak ja.

Dwie zupelnie nowe konsole w ciagu miesiaca, to calkiem niezly wynik i zarazem dwa powody, by jednak przyznac, ze zycie wcale nie jest takie zle. Jako, ze zakochany jestem we wszystkich swoich sprzetach, a nie tylko tych, ktore sa na topie, listopad zdominowaly maszyny Sony. X360 mam zaledwie od paru dni i jemu poswiecam kazda wolna chwile. Na DS testowalem oficjalne demka, dema scenowe i troche homebrew ze ScummVM na czele. Czekam na nowe gry, lista zakupow juz sporzadzona. O Xbox'ie i NDS bedzie nastepnym razem, a teraz wracamy do PlayStation.

W ramach akcji "Przezyjmy to jeszcze raz, zanim wyjdzie Biohazard 5", ktorej jestem pomyslodawca i jedynym uczestnikiem, na szarym PSX'ie gralem w tym miesiacu w Resident Evil 2. Prawdopodobnie po raz sto czterdziesty siodmy. Wlasnie poczulem sie troche niezrecznie, bowiem bede musial powtorzyc "nastepnym razem", a slowa te odnosze oczywiscie do oddzielnego wpisu poswieconego RE2. Gra, mimo ze stara i momentami paskudna, nadal robi takie same wrazenie jak przed laty. Aj, az prosi sie o remake. RE2 skonczylem dwukrotnie, zaliczajac scenariusz A jako Claire, a scenariusz B - Leonem.

W pewnym momencie przeholowalem chyba z Resident Evil, bo na moim ciele pojawila sie ohydna wysypka, ktorej towarzyszyl niemilosierny swiad. Momentami nie dalo sie wytrzymac. Na szczescie nie wystapily przerzuty na mozg i wbrew oczekiwaniom nie zamienilem sie w kolejnego zombie. Hehe, moze nastepnym razem.


Planuje zakupic "ostateczna" wersje RE3, czyli trojke na GameCube, wobec czego seria co najmniej do polowy nastepnego miesiaca odpoczywa ode mnie i ja odpoczywam od serii.

Po wojazach w Raccoon City i przyleglosciach postanowilem calkowicie zmienic klimaty. Sprzet zmienilem na PlayStation 2, a na tace zarzucilem nieco zaniedbane z mojej strony Gran Turismo 3 A-spec. Grze nie poswiecilem dotychczas zbyt wiele czasu i nie liczac krotkiej zabawy w Arcade Mode, GT3 od momentu zakupu lezalo na polce i zbieralo kurz.


Kiedy jeszcze PSX byl w sile, calkowicie zwariowalem na punkcie Gran Turismo 2. Mimo ze wielkim fanem symulacji samochodowych [a juz na pewno slabych symulacji] raczej nie jestem i nigdy bede, poswiecilem wowczas grze pare dlugich, zimowych tygodni. Esencja serii, czyli tryb Gran Turismo jest w trojce jeszcze lepszy, dluzszy i bardziej rozbudowany niz w czesci poprzedniej, przy czym GT3 wyglada oblednie, wciaz pozostajac w scislej czolowce najladniejszych tytulow na PlayStation 2. Aby w pelni oddac znaczenie tych slow, nadmienie, ze Polyphony zakonczylo prace nad gra na poczatku 2001 roku.

Do GT3 siadam codziennie. Czasem na pare wyscigow, czasem na pare godzin. Uwielbiam serie, a dwojke i trojke w szczegolnosci. Te gry praktycznie sie nie koncza i chyba na zawsze pozostana jedynymi wyscigami, w ktorych kluczem do zwyciestwa jest umiejetne zredukowanie predkosci przed zakretem, nie zas pokonywanie polowy trasy poslizgiem kontrolowanym przez nieodkryte jeszcze prawa fizyki przy predkosci 200 km/h. Z tego samego powodu Gran Turismo wydaje sie troszke slamazarne. Poniewaz gra tak naprawde slamazarna nie jest, osobom, ktore serii zarzucaja brak dynamiki polecam uczciwa szpryce i dzbanek kawy [wazne, by zawartosc wody nie przekroczyla 30%].

Gran Turismo rzadzi. Mam nadzieje, ze produkujaca sie piatka pozytywnie wplynie na wizerunek serii i nie bede musial sie zastanawiac, jakie wyscigi poza Wipeout HD kupic na PlayStation 3.



design&photo by [Aloeswood Shrine / 紅蓮 椿] ■ powerd by [忍者BLOG]
忍者ブログ [PR]
Kalendarz
10 2024/11 12
S M T W T F S
1 2
3 4 5 6 7 8 9
10 11 12 13 14 15 16
17 18 19 20 21 22 23
24 25 26 27 28 29 30

Linki

Nekrolog

Komentarze
[06/27 Mloda]
[03/14 BZY]
[03/14 w_m]
[11/24 BZY]
[11/24 Morden]
Trackback
Profile
性別:
非公開
QR
Słaba wyszukiwarka
Rzucono shurikenów
Analiza